Tych sześć miesięcy Bruksela dostałaby na przekazanie Francji z powrotem suwerenności w dziedzinie ochrony granic, polityki budżetowej i walutowej. Ale ponieważ, jak zauważył Philippot w wywiadzie dla „Financial Timesa", Bruksela nigdy się na to nie zgodzi, Front Narodowy zarekomenduje głosowanie na „nie".
– Możemy mieć do czynienia z efektem domina. Pierwszy sygnał nadszedł z Francji, to oczywisty kandydat. Ale niejedyny. Są inne kraje z silnymi ruchami eurosceptycznymi. Brexit daje im do ręki argument, że można negocjować z Brukselą i uzyskać specjalny status – mówi „Rzeczpospolitej" Agata Gostyńska-Jakubowska, ekspertka Centre for European Reform w Londynie.
W gronie tym są np. Dania i Holandia. Ten pierwszy kraj już dysponuje, podobnie jak wcześniej Wielka Brytania, pewnymi wyjątkami od wspólnych unijnych polityk, w tym np. od euro. Miałby więc podstawy, żeby prosić o więcej. Z kolei Holandia od lat mierzy się z silnym ruchem eurosceptycznym Partii Wolnościowej pod przewodnictwem Geerta Wildersa, a ostatnio nastroje zmieniły się do tego stopnia, że pod znakiem zapytania stoi wynik zapowiedzianego na 6 kwietnia referendum o podpisaniu umowy stowarzyszeniowej UE–Ukraina.
Jak dowiadujemy się nieoficjalnie w Brukseli, już sam proces negocjacji z Wielką Brytanią był widziany przez niektóre kraje jako okazja do załatwienia specyficznie narodowych interesów. Ale nie pozwolił na to Donald Tusk.
– Miał przekonanie, że w ten sposób nie będzie porozumienia. Dlatego zakomunikował wszystkim, że tematem jest Brexit i żeby nie przychodzili do stołu negocjacyjnego ze swoimi problemami – mówi jeden z dyplomatów. Pokusa była jednak spora i jeszcze na szczycie, kończącym proces negocjacyjny, okazało się, że mowa nie tylko o Wielkiej Brytanii. Stało się to w kluczowym dla Polski momencie ustalania szczegółów możliwych ograniczeń w zasiłkach na dzieci. Prawnicy argumentowali, że prawo do obniżania zasiłków na dzieci mieszkające w innym kraju niż miejsce zatrudnienia rodzica nie może być zarezerwowane tylko dla Wielkiej Brytanii. Polska pogodziła się z tym, ale chciała, żeby prawo nie działało wstecz, czyli żeby te ograniczenia – podobnie jak zaoferowana Londynowi możliwość ograniczeń dodatków do wynagrodzenia – stosowały się tylko do nowo przybyłych migrantów. Na to Londyn absolutnie nie chciał się zgodzić, w Brukseli pojawił się więc pomysł nowej konstrukcji: Brytyjczycy mogliby stosować ograniczenia zasiłków na dzieci wobec wszystkich, a inne kraje tylko wobec nowo przybyłych.
I nagle okazało się, że za plecami brytyjskimi schowały się cztery kraje – Dania, Holandia, Irlandia i Malta. I też zażądały możliwości ograniczenia zasiłków na dzieci dla obecnie pracujących rodziców. I tak się ostatecznie stało. Jedynym zyskiem negocjacyjnym dla Polski jest okres przejściowy na obniżanie tej kategorii zasiłków do 2020 roku.