Tuż przed wejściem w życie od poniedziałku zawieszenia broni w bombardowaniach w Idlib i Aleppo zginęło ponad sto osób. W większości to ofiary cywilne, w tym 13 dzieci.
Nie wygląda na to, aby miały to być ostatnie ofiary wojny, mimo że od poniedziałku w Syrii powinny zamilknąć karabiny, działa oraz wstrzymane mają zostać bombardowania lotnicze pozycji zbrojnej opozycji walczącej z siłami prezydenta Asada.
Siedmiodniowy rozejm ogłosili w Genewie szefowie dyplomacji Rosji i USA. Moskwa obiecała wywrzeć presję na reżim rezydenta Asada, aby nie atakował grup syryjskiej opozycji. Waszyngton ma uczynić to samo w stosunku do wspieranych w Syrii bojowników walczących z armią rządową. Damaszek wyraził już zgodę na plan z Genewy. Także Teheran, wspierający Asada. Zawieszenie broni ma umożliwić dostarczenie pomocy humanitarnej dla cywilów zamkniętych w oblężonym Aleppo. Jest pomyślane jako wstęp do planu zakończenia wojny. Jak, kiedy i na jakich zasadach, jeszcze nie wiadomo.
Porozumienie nie oznacza oczywiście zakończenia walki z dżihadystami z tzw. Państwa Islamskiego oraz z współpracującym z Al-Kaidą Frontem al-Nusra, który zmienił niedawno nazwę na Fateh al-Sham.
Po Genewie jest już dla wszystkich jasne, że USA zdają sobie sprawę z konieczności wycofania się ze swych żądań usunięcia prezydenta Asada. Przynajmniej na tym etapie planowania przyszłości Syrii. Już to jest niewątpliwie sukcesem Putina i jego dyplomacji. W strategii amerykańskiej przeważyło przekonanie, że wszelkie inne sprawy muszą ustąpić miejsca zasadniczemu celowi, jakim jest walka z dżihadystami.