NPD sprzeciwia się porządkowi konstytucyjnemu i jest bliska ideologii narodowego socjalizmu, jednak nie jest w stanie poważnie zagrozić demokracji – w ten sposób uzasadnili sędziowie Trybunału Konstytucyjnego jednogłośne orzeczenie o odrzuceniu wniosku o delegalizację partii. Złożyły go niemal cztery lata temu wszystkie 16 niemieckich landów w przekonaniu, że cele i hasła skrajnie prawicowej i oskarżanej o propagowanie neonazistowskiej ideologii NPD są sprzeczne z konstytucją. Było to jeszcze przed powstaniem Alternatywy dla Niemiec (AfD).
– Alternatywa głosi dzisiaj dokładnie to samo co my, zwłaszcza w sprawie wprowadzenia zakazu imigracji, i nikt nie domaga się jej delegalizacji – mówi „Rzeczpospolitej" Andreas Storr, działacz NPD w Saksonii. Konsekwentnie zaprzecza, że NPD jest partią neonazistowską, ale przyznaje, że AfD oraz ruch Pegida (Patriotyczni Europejczycy przeciw Islamizacji Zachodu) zdjęli wiatr z żagli partii powstałej ponad pół wieku temu. Przez cały ten czas było o niej głośno, gdyż jej członkowie oraz liczne związane z partią grupy neonazistowskie gloryfikowały III Rzeszę i jej Führera.
NPD nigdy nie zdołała przekroczyć 5-proc. progu wyborczego i nie weszła do Bundestagu. Po pierwszej nieudanej próbie delegalizacji NPD w 2003 roku odbiła się od dna i zdobyła w wyborach do parlamentu Saksonii 9,2 proc. głosów (największy sukces od wyborów w Badenii-Wirtembergii w 1968 roku, gdzie dostała 9,8 proc.)
Osiem lat później nie pokonała progu wyborczego. Podobnie było w Meklemburgii, gdzie jeden z polityków NPD kwestionował przynależność Szczecina do Polski.
Partia jest dzisiaj finansowym bankrutem. Ma teoretycznie 5 tys. członków, ale wielu z nich nie głosuje nawet na NPD, nie chcą ryzykować utraty swego głosu. Na zwołanej w Monachium dwa tygodnie temu demonstracji NPD pojawiło się 20 osób.