Wojna domowa, głód, choroby, terroryzm islamski. Jemen to kraj dotknięty wieloma nieszczęściami, o których świat dowiaduje się rzadko. To najbiedniejsze państwo arabskie, leżące w strategicznym miejscu - na południowo-zachodnim krańcu Półwyspu Arabskiego, przy jednym z najważniejszych szlaków morskich świata.
Od siedmiu lat trwa tam wojna między proirańskimi rebeliantami Huti a uznawanym przez społeczeństwo międzynarodowe rządem, mającym siedzibę w Adenie, największym mieście na południu (stolica, Sana, jest w rękach Hutich). Rząd wspiera koalicja arabska z Arabią Saudyjską na czele. O sytuacji w Jemenie opowiada „Rzeczpospolitej” Mansur Ali Baggasz, wiceszef dyplomacji, który odwiedził Warszawę.
Jemen a Afganistan
Wojna z ruchem Hutich toczy się od 2014 roku
Dwie dekady temu Jemen kojarzył się na Zachodzie z Al-Kaidą. Tam była wyjątkowo silna, najwięcej podejrzanych o współpracę z organizacją Osamy bin Ladena, osadzonych przez Amerykanów w więzieniu Guantanamo, pochodziło właśnie z Jemenu. Część amerykańskiej wojny z terrorem rozpoczętej przez Amerykanów po zamachach 11 września 2001 roku toczyła się tam. Jak wycofanie się USA z Afganistanu wpływa na Jemen?
Mansur Ali Baggasz: „Nie ma to związku z Jemenem, misja Amerykanów w Afganistanie zresztą też nie miała. Ale Jemen jest jednym z krajów najbardziej dotkniętych zamachami terrorystycznymi islamistów i skutkami skrajnego konserwatyzmu islamskiego. Dzisiaj mimo wojny z ruchem Hutich zwalczanie tego terroryzmu to dla nas priorytet, choć brakuje na to środków. Wielu terrorystów jest na terenach kontrolowanych przez Hutich. Oni wypuścili z więzień około 200 zatrzymanych wcześniej przez rząd terrorystów z Al-Kaidy i Państwa Islamskiego (Daesz). Niektórzy zginęli walcząc potem u boku Hutich”.