W Moskwie trwają przygotowania do eksperymentalnego lotu na Czerwoną Planetę. Na razie tylko na symulatorze.
W marcu międzynarodowa grupa, w skład której wejdą czterej Rosjanie, rozpocznie imitację międzyplanetarnej podróży „Mars-500”. Kosmonauci spędzą 520 dni w symulatorach w moskiewskim Instytucie Problemów Medyczno-Biologicznych. Czeka ich około 250 dni „lotu” w każdą stronę i 30 dni „na Marsie”. Naukowcy zbadają ich zdolności adaptacyjne, zachowanie ludzkiego organizmu i psychiki w podróży, jakiej nie odbył żaden kosmonauta.
„Mars-500” ma być kulminacją serii eksperymentów naziemnych podróży międzyplanetarnych. – To eksperyment bardziej medyczny niż kosmiczny – mówi „Rz” ekspert ds. programów kosmicznych Andriej Jonin. Dodaje, że z powodu technologii o takiej podróży nie może być mowy przed 2030 r.
O locie na Czerwoną Planetę myśli nie tylko Rosja. Plany snują USA, Europa, Chiny. Według Jonina patrzenie na nie w kategoriach wyścigu nie ma sensu. – Nawet w Ameryce panuje konsensus, że o ile na Księżyc każdy dostaje się we własnym zakresie, o tyle podbój Marsa musi być przedsięwzięciem międzynarodowym – przypomina.
Jonin podkreśla jednak, że dla Roskosmosu, który patronuje „Marsowi-500”, jest to niezłe posunięcie PR. – Demonstracja, że w naszej polityce kosmicznej coś zaczęło się dziać – ocenia. Rosja, która długo traktowała tę dziedzinę po macoszemu, od kilku lat demonstracyjnie ją reanimuje. Kreml pompuje pieniądze w programy kosmiczne – m.in. w projekt zapobieżenia zderzenia Ziemi z asteroidą Apofis, który grozi planecie w 2032 r., czy system nawigacyjny Glonass, który ma być odpowiedzią na amerykański GPS. Realna podróż na Marsa jest jednak kwestią długiego czasu. – Najpierw ludzkość musi „zagospodarować” Księżyc, dopiero potem Marsa – mówił niedawno szef Roskosmosu Anatolij Perminow i dodał, że rosyjski lot jest planowany na 2032 r.