– Ktoś składa raport, że zrobił to i to, ale gdy się temu bliżej przyjrzeć, okazuje się, że nic się nie wydarzyło – grzmiał Dmitrij Miedwiediew podczas wtorkowego spotkania z przedstawicielami rządu i gubernatorami. Część z nich uczestniczyła w nim na zasadzie telekonferencji.
Prezydent nie krył zniecierpliwienia. Żalił się, że wydawane przez niego polecenia są ignorowane. Nie zachwycił go pomysł wydania kolejnego polecenia, by przyspieszyć realizację poleceń Kremla. – Niczego takiego nie podpiszę. Jeśli ich nie wypełniają, niech idą na ulicę – uciął krótko.
Miedwiediew rugał gubernatorów, że ugrzęźli w papierach i nie zaglądają do Internetu. Ministrów energetyki, rozwoju regionalnego i obrony krytykował za opieszałość. Zagroził zwolnieniami.
Występ Dmitrija Miedwiediewa w roli „efektywnego menedżera” zbiegł się w czasie z drugą rocznicą jego prezydentury. 2 marca 2008 roku, dzięki gorącej rekomendacji swojego poprzednika Władimira Putina, Miedwiediew wygrał wybory prezydenckie. W ciągu połowy kadencji prawie udało mu się pozbyć etykietki „następcy”. Zaczęto na poważnie uważać go za prezydenta – podkreśla „Ogoniok”.
Tygodnik stwierdza, że chociaż Miedwiediew wciąż ma zbyt słabe zaplecze, by stać się w pełni samodzielnym przywódcą, to udało mu się przynajmniej zawładnąć tym, po co mógł „sięgnąć ze związanymi rękami”. Stał się rzeczywiście numerem jeden w polityce zagranicznej, częściowo oczyścił regiony z gubernatorów dinozaurów i zajął się północnym Kaukazem.