– Jestem wiedźmą drugiego stopnia – wyjaśnia Rick Corvino, gładząc się po siwej brodzie. Mówi o sobie “witch”, czyli wiedźma, czarownica. Rick, 55-letni emeryt z Salem, jest jednym z setek wyznawców neopogańskiej religii wikka. Wikkanie, którzy wierzą w magiczne siły natury i związane z nią bóstwa, nie stworzyli kościelnej hierarchii, ale gdyby mieli swój Watykan, pewnie byłoby nim właśnie Salem.
Niemal na każdym rogu wiszą tu szyldy “Wróżenie z tarota”, “Magiczne przybory dla wiedźm”, “Jasnowidztwo”. Jest tu Muzeum Wiedźm, Muzeum Historii Wiedźm, Muzeum Wiedźmich Lochów i Biuro Edukacji o Wiedźmach. A także Dom Wiedźm – de facto jest to dom sędziego, który w 1692 r. skazał 14 kobiet i sześciu mężczyzn na karę śmierci za stosowanie czarów. Tamte wydarzenia były inspiracją dla niezliczonych opowieści, książek i filmów, a dziś napędzają przemysł turystyczny.
Ale pod cieniutką powłoką komercji rozwija się tu ruch religijny. – W okolicy jest nas kilkadziesiąt tysięcy – szacuje Rick. Różne źródła różnie oceniają liczebność wikkan w USA. Prawdopodobnie jest ich około pół miliona. Większość jest zgodna co do jednego: wikka to najszybciej rozwijająca się religia współczesnej Ameryki.
– Każdy może być wiedźmą, wszyscy mamy to w sobie, tylko zostało to w nas zagłuszone, stłamszone przez wychowanie i otoczenie. W naszej religii każdy jest kapłanem – twierdzi Linda Morrisey, pełnoetatowa wiedźma, niegdyś nauczycielka w szkole publicznej. Spotykamy się w magicznym sklepie należącym do wielebnej Laurie Cabot, wysokiej kapłanki i oficjalnej wiedźmy Salem (ten drugi tytuł nadał jej przed laty gubernator stanu Massachusetts).
Rick i Linda są uczniami Cabot. – Magia wymaga nieustannej ciężkiej pracy, ciągłego uczenia się – mówi Rick. By osiągnąć pełnię mocy, trzeba przejść trzy stopnie wtajemniczenia. Nie jest to łatwe i trwa latami. By zaliczyć pierwszy poziom, trzeba np. szczegółowo opisać stan zdrowia nieznanej zdającemu osoby, dysponując wyłącznie jej imieniem, nazwiskiem i datą urodzenia. Trzeba też napisać opracowanie dotyczące wybranego bóstwa. Ale wiedza książkowa nie wystarczy. By opisać celtycką boginię Arianrhod, Linda musiała dotrzeć do jej życiowej energii i opisać, co zobaczyła i usłyszała. – Laurie zajmuje się tym od lat i dobrze zna Arianrhod. Nie da się jej wcisnąć kitu – mówi Linda.