Najlepszym na to dowodem ma być nowy program partii. Nie brak w nim deklaracji uznających wkład niemieckich wysiedlonych w ukształtowanie obecnego oblicza Niemiec. „Pamięć o losach wypędzonych i ich spuściźnie kulturowej jest częścią pejzażu pamięci całego narodu” – czytamy w programie. To zasadnicza różnica w porównaniu z programem z czasów Kohla, gdzie mowa była o „uznaniu pogwałconych praw wypędzonych”.
Takie sformułowanie można było interpretować jako uznanie prawa wysiedlonych Niemców z Polski i innych krajów do utraconych majątków. Ale działające w ramach CDU Wschodnio- i Środkowoeuropejskie Stowarzyszenie Wypędzonych i Uchodźców (OMV) nadal uważa, że ich „wypędzenie i wywłaszczenie bez odszkodowania niemieckiej własności, a zwłaszcza trwające pogwałcenie prawa do użytkowania prywatnej własności, jest sprzeczne z prawem międzynarodowym”.
Szefem tej organizacji spełniającej rolę łącznika pomiędzy CDU a Związkiem Wypędzonych (BdV) jest Helmut Sauer, a jednym z jego zastępców Erika Steinbach, przewodnicząca BdV. Na posiedzeniach OMV gości regularnie Angela Merkel. – Należy to do jej obowiązków jako szefowej partii, ale nie wyciągałbym z tego faktu daleko idących wniosków – tłumaczył niedawno „Rz” jeden z niemieckich dyplomatów.
Merkel nie kryje, że zamierza rządzić jeszcze długo. – W Hanowerze udowodniła raz jeszcze, że sprawuje kontrolę nad partią i wie, czego chce – tłumaczył „Rz” Gert Langguth, politolog i biograf szefowej rządu Niemiec. Jest przekonany, że zakończony we wtorek zjazd CDU wyznacza początek wyjątkowo długiej, prawie dwuletniej kampanii wyborczej. Partia Merkel prowadzi we wszystkich sondażach. A nad SPD, która może liczyć obecnie na jedną czwartą głosów, ma już przewagę kilkunastu punktów procentowych.