5 lutego do Warszawy przybędą wysłannicy kanclerz Angeli Merkel. – Bezskutecznie próbowaliśmy przekonać poprzedni rząd. Mamy nadzieję, że nowy polski gabinet będzie gotowy do współpracy – oświadczył w Bundestagu Bernd Neumann, sekretarz stanu ds. kultury, który wraz z kilkoma przedstawicielami rządu przyjedzie na rozmowy do Polski.

Sekretarz przywiezie ramową koncepcję tzw. widocznego znaku, czyli miejsca pamięci o wypędzeniach, jakie powstanie w centrum Berlina, wraz z planem dalszego działania, gdyby udało się skłonić Polskę do współpracy. W takim przypadku uzgodniona w Warszawie koncepcja miałaby zostać zaakceptowana przez niemiecki rząd i stać się przedmiotem obrad specjalnego gremium złożonego z przedstawicieli zainteresowanych państw.

– Zadaniem takiej konferencji byłoby opracowanie szczegółowej koncepcji przyszłego miejsca pamięci – podkreśla Neumann. Zapewnia przy tym, że kształt widocznego znaku nie będzie tożsamy z projektem Centrum przeciwko Wypędzeniom Eriki Steinbach, szefowej Związku Wypędzonych.

– Są dwie możliwości. Pierwsza polega na tym, że Polska będzie oficjalnie uczestniczyć w projekcie. Druga zakłada, że bez oficjalnej akceptacji władz polscy naukowcy wezmą udział w dopracowaniu projektu, co byłoby potwierdzeniem, że Warszawa go toleruje – tłumaczy Markus Meckel, poseł SPD.

O trzeciej możliwości mówi Karl Georg Wellmann z CDU, który ma nadzieję na równoległy polsko-niemiecki dialog w sprawie widocznego znaku oraz utworzenia w Gdańsku muzeum II wojny światowej, co zaproponował Donald Tusk. Zdaniem Wellmanna oferta, jaką przedstawi w Warszawie Neumann, jest rozwiązaniem rozsądnym, bo daje Polsce wpływ na kształt „widocznego znaku”. Tłumaczy, że w wypadku odrzucenia oferty Niemcom nie pozostaje nic innego, jak przystąpić do realizacji swojego pomysłu.