Do ataku doszło w nocy z czwartku na piątek. Operację sił lądowych poprzedził zmasowany ostrzał artyleryjski i powietrzny. Cel: kryjówki bojowników Kurdyjskiej Partii Robotniczej (PKK) w północnym Iraku. Po kilku godzinach wydano rozkaz do wymarszu piechocie i jednostkom pancernym.
Według Turków na terytorium południowego sąsiada znalazło się około 10 tys. żołnierzy wspomaganych ciężkim sprzętem. Ich zadaniem było wytropić i zniszczyć oddziały kurdyjskich separatystów. Operacja ograniczyła się do wąskiego, bezludnego pasa wzdłuż granicy, gdzie najczęściej szukają schronienia separatyści.
– Tureckie Siły Zbrojne, które przywiązują dużą wagę do jedności terytorialnej i stabilności Iraku, powrócą do domu w najkrótszym możliwym czasie, po osiągnięciu celów – zapewnił rzecznik armii. To pierwsza turecka lądowa ofensywa na terenie Iraku od czasu obalenia reżimu Saddama Husajna.
Turcy nie ujawnili żadnych szczegółów operacji. Nie wiadomo, czy udało im się zniszczyć bazy rebeliantów. Na pewno natomiast doszło do walk. Rzecznik PKK Ahmad Danas poinformował, że zginęło w nich co najmniej dwóch tureckich żołnierzy, a ośmiu zostało rannych. Druga strona nie potwierdziła tych informacji.
Turecki atak na północny Irak stawia w trudnej sytuacji Amerykanów. Turcja jest bowiem jednym z najbliższych sojuszników USA w regionie. Z drugiej strony obawiają się oni wszystkiego, co mogłoby zdestabilizować Irak. Zamieszkujący na północy tego kraju Kurdowie są najbardziej przyjazną USA iracką społecznością.