Rz: Nicolas Sarkozy starał się w czwartek przekonać Francuzów, że jest politykiem opanowanym, a nie żyjącym w gwiazdorskim stylu prezydentem z arbitralnym sposobem rządzenia. Udało mu się?
Bruno Cautres:
Występ prezydenta był starannie przygotowany, on sam opanowany, skromny i spokojny. Przyznał się wielokrotnie, że popełnił błędy. Udowodnił, że jest świadomy braku zaufania obywateli. Że jest gotów o to zaufanie walczyć. Oni zaś zobaczyli zupełnie innego prezydenta. Zamiast polityka ze skłonnością do blichtru – skromną głowę państwa, pełną pokory. Ta wyraźna zmiana stylu zapewne spodobała się wyborcom. Jednak ten występ pokazał również, że prezydent nie zamierza odstąpić od rozpoczętych przez siebie reform. Przyznał się wprawdzie do błędów, jednak tylko w komunikacji. Wciąż uważa, że jego polityka jest słuszna, tylko nie potrafił przekazać tego obywatelom. Robił wrażenie człowieka, który uparcie obstaje przy swoim. Tych, którzy mają wątpliwości co do jego polityki, musiało to przerazić. Dla nich nowy prezydent to stary prezydent.
Czy ta wyraźna zmiana stylu pomoże mu odzyskać popularność?
Trudno powiedzieć. Moim zdaniem zmiana stylu jest w jego wypadku niewystarczająca. W ciągu 2007 r. rozpoczął ponad 55 reform, i to równocześnie. Jeśli nie doprowadzi choćby kilku z nich do końca, to wątpię, aby nowy wizerunek pomógł mu odzyskać popularność i szacunek Francuzów. Według sondaży przeprowadzonych po jego czwartkowym występie przekonał do siebie 51 procent obywateli. Na razie.