W kraju, w którym oficjalna inflacja wynosi 2,2 miliona procent rocznie (niezależni ekonomiści mówią, że 7 - 9 milionów rocznie), ludzie wciąż będą musieli nosić ze sobą torby pełne pieniędzy.

100 mld dolarów zimbabweńskich nie starcza bowiem nawet na bochenek chleba. W sobotę można było kupić za tę kwotę cztery pomarańcze (oczywiście dziś nie ma już co liczyć na tak dobrą cenę).

Ludzie żartują, że ich waluta jest więc warta tyle, co banknoty ze słynnej gry monopol. A sprzedawcy na targowiskach coraz częściej zachodzą w głowę, jaka liczba jest po trylionie. O zawroty głowy mogą też przyprawić kwoty wygranych w lotto. Herare Herald obwieścił ostatnio, że do szczęśliwego zwycięzcy trafić może 1,2 kwadryliona dolarów. Bezrobocie wynosi ponad 80 procent. A nieliczni, którzy mają pracę, muszą do niej chodzić pieszo, bo – jak relacjonuje dziennikarz brytyjskiego „Guardiana” – tygodniowa pensja często nie starcza na bilet autobusowy. Chleb stał się towarem luksusowym, a ludzie modlą się, by nie zachorować, ponieważ mało kogo stać na pobyt w szpitalu.

– Kwitnie więc czarny rynek. Na nim płaci się dolarami amerykańskimi lub walutami z Zambii czy RPA. Z pewnością kwitnie też handel wymienny – tłumaczy „Rz” ekonomista Richard Mbewe. – Bank Centralny będzie więc zapewne wprowadzał kolejne nominały: trylionowy, czy nawet kwadrylionowy. Lub ogłosi denominację i skasuje parę zer.

Jego zdaniem obecny kryzys to efekt złej polityki prezydenta Roberta Mugabego, który uporczywie trzyma się władzy oraz Zachodu upierającego się, że kolejne sankcje gospodarcze w końcu wpłyną na dyktatora.