Co wspólnego ma Barack Obama z Britney Spears i Paris Hilton? Według sztabu wyborczego Johna McCaina bardzo wiele. Cała wyżej wymieniona trójka pojawia się w najnowszym spocie wyborczym republikańskiego kandydata na prezydenta. – Jest największą gwiazdą na świecie. Ale czy jest gotowy, by być przywódcą? – pyta zaniepokojony kobiecy głos, podczas gdy na ekranie obrazy entuzjastycznego przyjęcia Obamy przez tłumy w Berlinie przeplatane są zdjęciami Spears i Hilton.
Reklama wywołała zalew komentarzy w mediach i Internecie oraz jadowitą reakcję jej głównego bohatera. – Trzeba spytać Johna McCaina, za czym jest, a nie tylko przeciw czemu – stwierdził po jednym z wieców w Missouri.
Wiele wskazuje jednak na to, że przyjęty przez McCaina kierunek natarcia nieprędko ulegnie zmianie. Republikanie zorientowali się bowiem, że największa siła Obamy, gwiazdorska aura, jaką jest otoczony, może się szybko stać jego poważną słabością. – Gwiazdorstwo to w amerykańskiej polityce broń obosieczna – przyznaje w rozmowie z „Rz” profesor Uniwersytetu George’a Washingtona Sean Aday.
Obama rzeczywiście jest dziś celebrytą na miarę Britney Spears. Zdjęcia obdarzonego hollywoodzką urodą polityka i jego pięknej żony regularnie zdobią okładki popularnych czasopism ilustrowanych. O Obamie pisze się piosenki i kręci wideo-klipy. Podkoszulki z jego nazwiskiem sprzedają się lepiej niż te z nazwami zespołów rockowych. Użytkownicy internetowych domów aukcyjnych gotowi są wydać tysiące dolarów na rzadkie plakaty czy plakietki z jego kampanii – licząc na to, że będą one wkrótce warte jeszcze więcej.
– Obama stał się wielką światową gwiazdą, nie ma co do tego najmniejszych wątpliwości. Jest jednak wielka różnica między byciem gwiazdą a byciem prezydentem USA – wyjaśnia jedna z głównych doradczyń McCaina Nancy Pfotenhauer.