– Wiedzieliśmy, że nadmiernie rozrośnięta biurokracja jest jednym z największych problemów Unii, ale wyniki naszych badań nas zaskoczyły. Nie przypuszczaliśmy, że europejskie instytucje zatrudniają aż 170 tysięcy osób – powiedział „Rz” Hugo Robinson z konserwatywnego instytutu Open Europe.
Robinson i jego koledzy jako pierwsi policzyli wszystkich ludzi „odpowiadających za kształtowanie polityki Unii Europejskiej”. Okazało się, że jest ich dwa razy więcej niż żołnierzy w brytyjskiej armii. Co ciekawe, eurokraci zapewniali dotychczas, że do sprawnego funkcjonowania Unii potrzeba – góra – 32 tys. osób, czyli – jak argumentowali – zespół urzędników pracujący w administracji średniej wielkości europejskiego miasta.
Jak wyliczyli eksperci z Open Europe, w rzeczywistości jest ich sześć razy więcej. Gdyby zebrać ich w jednym miejscu, zaludnilliby miasto wielkości brytyjskich Swansea czy Portsmouth. W Polsce – Olsztyn, Bielsko-Białą (po 175 tysięcy mieszkańców) lub Rzeszów (166 tysięcy).
Eurokraci to bowiem nie tylko tysiące urzędników wypełniających biura i korytarze w siedzibach Komisji Europejskiej i Parlamentu Europejskiego. To także 45 tysięcy ludzi zatrudnionych w ponad tysiącu rozmaitych grup eksperckich. Na przykład Grupa ds. Dyrektyw dotyczących Wind, Grupa Ekspertów ds. Wody Mineralnej czy Grupa Ekspertów ds. Przypraw.
Osiem tysięcy ludzi pracuje w komitetach odpowiedzialnych za wprowadzanie w życie tysięcy produkowanych przez unijne instytucje przepisów, a dziesięć tysięcy jest zatrudnionych przez zagraniczne biura UE. Wszyscy ci ludzie mają wysokie zarobki i liczne przywileje socjalne.