Prezydent Ukrainy tłumaczył, że musiał podjąć decyzję o rozwiązaniu parlamentu, bo w ciągu 35 dni od rozpadu koalicji Naszej Ukrainy i Bloku Julii Tymoszenko deputowani nie stworzyli nowej większości. – W tej sytuacji powinien wypowiedzieć się naród – oświadczył Wiktor Juszczenko w specjalnym orędziu transmitowanym przez największe stacje telewizyjne. Po raz kolejny oskarżył premier Tymoszenko o próbę “demontażu Ukrainy” i stworzenie nieformalnego sojuszu z opozycyjną prorosyjską Partią Regionów i komunistami.
– Demokratyczna koalicja rozpadła się przez ambicje jednej osoby, jej żądzę władzy, w rezultacie zwycięstwa interesów osobistych nad narodowymi – mówił Juszczenko.
Jego otoczenie twierdzi, że skrócenie obecnej kadencji parlamentu było jedynym wyjściem z trudnej sytuacji. – W Radzie powstała potężna, nieformalna większość, poważnie zagrażająca interesom Ukrainy – mówi “Rz” Stepan Chmara, były dysydent i deputowany Naszej Ukrainy.
Ludzie Tymoszenko zagrozili prezydentowi poważnymi konsekwencjami. Zapowiedzieli złożenie skargi w Sądzie Konstytucyjnym. – Prezydent wykorzystał wszelkie instrumenty, by zdymisjonować Tymoszenko. Ale to się nie udało. I dlatego zdecydował się na radykalny krok – przekonuje w rozmowie z “Rz” Wołodymyr Połochało, politolog i deputowany Bloku Tymoszenko. Zwrócił uwagę, że w chwili emisji przemówienia Juszczenki nie było w kraju (gości z dwudniową wizytą we Włoszech). – To świadczy o braku szacunku do własnego narodu – podkreślił Połochało.
Zdaniem ekspertów kryzys polityczny jest spowodowany walką prezydenta i premiera o strefy wpływów, w tym w gospodarce. Chodzi także o próbę sił przed wyborami prezydenckimi w 2010 roku. – Na przedterminowych wyborach może bardziej skorzystać Julia Tymoszenko. Najprawdopodobniej nadal będzie pełniła obowiązki premiera i będzie miała dostęp do możliwości, jakie daje władza. Poza tym wciąż ma wysokie poparcie społeczne – mówi “Rz” politolog Wiktor Nebożenko. Jego zdaniem rozwiązania 450-osobowej Rady Najwyższej można było uniknąć, gdyby Tymoszenko zgodziła się, aby szefem rządu został inny polityk.