2 października prezydent Wiktor Juszczenko wybierał się do Lwowa na obrady międzynarodowego Forum Gospodarczego. W tym samym dniu premier Julia Tymoszenko planowała wizytę w Moskwie i rozmowy na temat dostaw gazu z szefem rosyjskiego rządu Władimirem Putinem.

Tymoszenko już była na lotnisku w Boryspolu pod Kijowem i spokojnie czekała na swój Ił-36, gdy nagle się okazało, że musi odstąpić go prezydentowi.

— Tu-134 z Juszczenką na pokładzie — jak tłumaczyła jego rzeczniczka Iryna Wannikowa — okazał się niesprawny i miał awaryjne lądowanie.

„Żelazna Julia” odstąpiła maszynę i zaczekała na rejs czarterowy. Podstawiony dla niej samolot mógł jednak pomieścić zaledwie osiem osób. Część delegacji rządowej i liczni dziennikarze musieli zostać w Kijowie.

Zdaniem ukraińskich ekspertów „awaryjne lądowanie” Juszczenki nie było przypadkowe. Chodziło o niedopuszczenie do spotkania pani premier z szefem rosyjskiego rządu. Obóz Juszczenki obawiał się, że Julia Tymoszenko leci do Moskwy nie po to, by negocjować cenę za rosyjski gaz, lecz po to, by rozmawiać z Kremlem o poparciu w przedterminowych wyborach parlamentarnych (zaplanowanych na Ukrainie 7 grudnia) i wyborach prezydenckich, które odbędą się w 2010 roku. Do spotkania Tymoszenko z Putinem doszło z nieznacznym opóźnieniem. Nie wiadomo jednak, co ustalili w sprawie wyborów na Ukrainie.