Al Kaida zagroziła, że jeżeli John McCain wygra wybory prezydenckie, terroryści zniszczą Amerykę. Wpisuje się to doskonale w uproszczony schemat propagowany w Ameryce.
[srodtytul]Polityczna retoryka[/srodtytul]
Dla amerykańskiej lewicy groźby al Kaidy to potwierdzenie tezy, że tylko kandydat demokratów może ustabilizować stosunki USA z krajami muzułmańskimi. Demokraci twierdzą, że McCain – bohater wojny wietnamskiej i zwolennik twardej postawy wobec islamskich terrorystów, a więc człowiek przez nich znienawidzony – może być największym zagrożeniem dla bezpieczeństwa USA.
[wyimek]Obama jest konwertytą z islamu na chrześcijaństwo, a to jest w oczach muzułmanów jeden z największych grzechów, karany w wielu krajach islamskich śmiercią[/wyimek]
Przeciwnicy Baracka Obamy dają z kolei wyborcom do zrozumienia, że demokratyczny kandydat na prezydenta USA jest zbyt tolerancyjny dla radykałów. Po apelu al Kaidy wolą przypominać, że czarnoskóry senator przyjaźnił się w przeszłości z lewackim terrorystą Billem Ayersem, który w latach 60. próbował ze swoją organizacją Weather Underground uderzyć w Pentagon. W USA krąży nawet dowcip: „Co mają wspólnego ze sobą Osama i Obama? Obaj mają przyjaciół, którzy próbowali zbombardować Pentagon”. W tę samą retorykę wpisuje się przypominanie, że przez wiele lat Obama był członkiem Zjednoczonego Kościoła Chrystusa (opuścił go dopiero pięć miesięcy temu), którego przywódcy głosili, iż bojownicy al Kaidy mieli rację, niszcząc World Trade Center.