Pracownicy z Fazenda de Cabeceiras w amazońskim stanie Para musieli kupować jedzenie w należącym do właścicieli sklepie. Za żucie trzciny podczas pracy płacili 23 reale (10 dolarów) kary. Wydatki i kary potrącano im z pensji, podobnie jak opłaty za mieszkanie i narzędzia. Na koniec miesiąca zawsze byli na minusie. Jedynym sposobem wyrwania się z zaklętego kręgu była ucieczka. Ale właściciele zabezpieczyli się przed taką ewentualnością. Uzbrojeni po zęby capangas w szybkich autach patrolowali obrzeża plantacji, trudno było zmylić ich czujność.

Proces przeciwko firmie Jorge Mutran LTDA za praktykowanie zasady „niewolnictwo za długi” trwał trzy lata. Wyrok wydany pod koniec 2008 roku przez sąd stanowy jest surowy. Państwo wywłaszczyło plantatorów: stracili 18 tys. ha upraw.

„To historyczny wyrok, porównywalny z abolicją niewolnictwa w 1888 roku” – cieszył się Leonardo Sakamoto, koordynator organizacji pozarządowej, która demaskuje i zwalcza niewolniczą pracę, cytowany przez hiszpański dziennik „El Mundo”. Ma on nadzieję, że brazylijski Kongres zatwierdzi poprawkę do konstytucji, która umożliwi wywłaszczanie w szybszym tempie pracodawców „sprowadzających ludzi do roli zwierząt”. Sąd zarządził ponadto wypłacenie po 800 reali (305 dolarów) odszkodowania wszystkim robotnikom rolnym zatrudnionym na plantacji.

Federalne Ministerstwo Pracy informuje, że tylko w 2008 roku w całym kraju lotne brygady policji oswobodziły 4634 niewolników. Były wśród nich kobiety i dzieci, często nękane rozmaitymi chorobami z powodu picia niezdrowej wody i nierespektowania podstawowych zasad higieny. Właściciele plantacji trzciny, królowie soi i handlarze rzadkimi gatunkami drewna nie rezygnują jednak z pracy niewolników. Ich goryle zabili przez ostatnich pięć lat 24 stróżów porządku i 11 urzędników sądowych. Obrońcy praw człowieka alarmują, że ponad 100 tysięcy Brazylijczyków wciąż żyje w warunkach, na jakie ponad trzy wieki temu skazywano w ich kraju niewolników sprowadzanych z Afryki.