Rewizję procesu z 1965 roku zapowiedział 66-letni dziś Eleuterio Sanchez, znany w Hiszpanii jako „El Lute”. Zamierza skorzystać z dobrodziejstw ustawy o pamięci historycznej, gwarantującej rehabilitację ofiarom frankizmu. Domaga się uznania jego procesu za niebyły, bo – jak podkreśla – sąd wojskowy przeprowadził go w trybie przyspieszonym, nie zapewniając mu przysługujących oskarżonemu praw.
Na obrońcę przydzielono mu – jak mówi – jakiegoś porucznika bez przygotowania prawniczego, który – nim zadał pytanie – stawał na baczność przed prokuratorem, generałem hiszpańskiej armii. Dziennik „El Mundo” przypomina, że wyrok skazujący Sancheza na karę śmierci sąd wojskowy wydał na mocy obowiązującej wówczas „ustawy o bandytyzmie i terroryzmie”, stosowanej głównie wobec ludzi walczących z bronią w ręku przeciwko rządom generała Francisco Franco, w tym członków baskijskiej ETA.
Sanchez nie był opozycjonistą. Przyłapano go na kradzieży w sklepie jubilerskim. W czasie pościgu zastrzelony został jeden z policjantów. Winą za jego śmierć obciążono ściganego, choć obstawał, że nie on jest zabójcą. Nie został stracony – karę śmierci zamieniono mu na dożywocie. Wielokrotnie uciekał z więzienia. To właśnie z powodu tych spektakularnych ucieczek stał się jednym z najsłynniejszych więźniów w Hiszpanii czasów Franco. Matki straszyły nim dzieci: „Jedz, bo przyjdzie El Lute i cię zabierze” – mówiły.
[wyimek]Sancheza bronił porucznik. Stał na baczność przed prokuratorem – generałem armii hiszpańskiej[/wyimek]
Nie objęła go amnestia ogłoszona w 1977 roku, dwa lata po śmierci Franco. Z Kordoby przeniesiono go do podmadryckiej Alcali de Henares.