Pokazana została między innymi parodia wywiadu z amerykańskim prezydentem–elektem, podczas którego „dziennikarz” myli „Obamę” ze znanym piosenkarzem z Quebecu, czarnoskórym Gregorym Charlesem. Gdy dowiaduje się, że popełnił błąd, „dziennikarz” wyjaśnia, że „wszyscy czarnoskórzy wyglądają tak samo”.

„Dziennikarz” zasugerował też, że widzowie powinni schować swoje portfele, bo Obama może zechcieć je ukraść. Potem przyznał, że to żart, gdyż prezydent–elekt... „nie może was okraść, bo jest w waszym telewizorze”. Ale zasugerował zarazem, że Obama może ukraść telewizor.

Z kolei biorący udział w noworocznym show quebecki aktor dowodził, że Amerykanie są szczęśliwi, iż w Białym Domu zamieszka czarny. – To będzie praktyczne. Czarny na białym, będzie go łatwiej zastrzelić – stwierdził. Innym obiektem dowcipów stali się anglojęzyczni Kanadyjczycy. – Bando parzących się między sobą kanadyjskich Angoli, nie dajcie się i znów wybierzcie tę chodzącą lobotomię – usłyszeli widzowie. „Chodząca lobotomia” to konserwatywnty premier Stephen Harper. Z kolei anglojęzyczne Toronto i Winnipeg uznane zostały za „przeklęcie nudne miasta”, gdzie bary zamykane są o 16.00, a kobieta nie prześpi się z mężczyzną przed ślubem – „i potem zresztą też”.

– Program był skrajnie rasistowski – twierdzi Dan Philip z Czarnej Koalicji, cytowany przez telewizję CBC News. Podobnie uważa bardzo wielu widzów. „Ten program spowodował, że wstydzę się być mieszkającym w Quebecu, francuskojęzycznym Kanadyjczykiem” – napisał na swym blogu znany łyżwiarz figurowy David Pelletier, podał dziennik „The Globe and Mail”.

Ale Radio–Canada się broni. Twórcy „Bye, bye” twierdzą, że nie promowali rasizmu, a go ośmieszali. Dowodzą też, że krytyka przekroczyła dopuszczalne granice: grożono im śmiercią. A telewizja w oficjalnym oświadczeniu stwierdziła, że „jako demokratyczna instytucja w służbie kultury, Radio–Canada przestrzega zasady respektowania wolności swych zespołów twórczych”.