W Monachium wszystko jest już gotowe na proces. Czeka sala sądowa, wiadomo, kto będzie sędzią, kto obrońcą z urzędu, jeśli okaże się niezbędny. Trwają jeszcze poszukiwania domu opieki, w którym zamieszka w czasie procesu oskarżony, 89 -letni John Demianiuk. Oprawca z Treblinki, Sobiboru, Flossenbürga i Majdanka, którego więźniowie nazywali „Iwanem Groźnym”. Jest zbyt chory, by wsadzić go do celi więziennej.
Kilka dni temu prokuratura w Monachium wydała nakaz aresztowania Demianiuka. Nieco wcześniej, na podstawie analiz jego legitymacji służbowej, kryminolodzy ustalili ponad wszelką wątpliwość, że był nadzorcą w Majdanku. – Jesteśmy przekonani o jego winie – zapewniał kilka miesięcy temu „Rz” Kurt Schrimm, szef Centrali Ścigania Zbrodni Nazistowskich w Ludwigsburgu. Tam sporządzono wykaz zbrodni Demianiuka, który ma być podstawą aktu oskarżenia. Według relacji świadków w Treblince i innych obozach katował za pomocą bagnetu, pejcza czy metalowej rury więźniów prowadzonych na śmierć. Zarzuca mu się współodpowiedzialność za zamordowanie co najmniej 29 tysięcy osób.
Warunkiem rozpoczęcia procesu jest sprowadzenie Demianiuka ze Stanów Zjednoczonych. Niemieckie władze wysłały już do Waszyngtonu komplet dokumentów z żądaniem jego ekstradycji. Amerykanie nie mówią nie, ale uzależniają transport podejrzanego od wyników badań lekarskich. Nie są one dobre, bo Demianiuk cierpi na białaczkę. Wszystko wyjaśni się w najbliższych dniach. – Za długo czekaliśmy – mówi jeden z ekspertów z Ludwigsburga.
Niemcy przez lata nie chcieli mieć z Demianiukiem nic wspólnego. Jego sprawa jest wyjątkowo skomplikowana. Ameryka, gdzie mieszkał od 1952 roku, pozbawiła go dopiero niedawno obywatelstwa, dlatego, że we wniosku imigracyjnym zataił nazistowską przeszłość. Żaden kraj nie chciał go jednak sądzić. Został wprawdzie już raz skazany na karę śmierci w Izraelu, ale Sąd Najwyższy tego kraju uchylił wyrok, bo nie udało się ustalić ponad wszelką wątpliwość, czy Demianiuk był rzeczywiście „Iwanem Groźnym”. Wrócił do USA. Amerykanie słali do Polski, Ukrainy i Niemiec zapytania, czy się nim nie interesują.
Polska nie miała powodów, by wystąpić o jego ekstradycję, bo IPN umorzył śledztwo w jego sprawie, opierając się między innymi na wyroku izraelskiego sądu. Ukraina go nie chciała, bała się, że proces rozbudzi nacjonalistyczne nastroje. Pozostały Niemcy. Berlin się wahał, argumentował, że postawienie oskarżonego przed sądem jest możliwe wyłącznie, gdy zbrodnia została popełniona na terenie Niemiec lub gdy oskarżony jest (lub był w przeszłości) obywatelem niemieckim. Demianiuk nie miał nigdy niemieckiego obywatelstwa, a zbrodni dopuścił się w Generalnym Gubernatorstwie. Służył jednak także w obozie w Flossenbürgu, co stało się punktem zaczepienia.