Zakaz to prawdopodobnie reakcja na to, że 14-letnia Białorusinka nie chciała wrócić z USA, bo amerykańscy opiekunowie chcieli ją adoptować. Doszło do konfliktu dyplomatycznego i dziewczynka wróciła do białoruskiego sierocińca. Włochom sprawa leży szczególnie na sercu, bo najliczniej (około 2 mln osób) zaangażowali się w akcję goszczenia „dzieci Czarnobyla”, w większości sierot. W sumie we Włoszech, dzięki różnym tutejszym organizacjom charytatywnym, białoruskim sierotom zapewniono już w sumie ponad 300 tysięcy pobytów, niektórym kilkakrotne.
W ubiegłym roku z włoskimi rodzinami wakacje spędziło 35 tysięcy dzieci. Często, choć nie zawsze, za gościną stoi chęć adopcji. Sieroty i zapraszające je rodziny zżywają się i planują wspólną przyszłość. A białoruskie władze piętrzą trudności. Obecnie w Mińsku leży ponad 20 tysięcy nierozpatrzonych włoskich wniosków adopcyjnych. Wiele rodzin odwiedza kilka razy w roku swych podopiecznych na Białorusi.
Teraz Włosi się obawiają, że nie będą mogli ani zaprosić, ani adoptować dzieci, które od kilku lat traktują jak własne. Jak wynika z setek listów, pisanych nierzadko po włosku z białoruskich sierocińców, dzieci też marzą o przeprowadzce do Włoch, a w nagłówku piszą: „Kochana Mamo, Kochany Tato”. Włosi przekonali się jednak, że białoruskie władze nie ulegają sentymentom, a kierują się specyficznie pojętym honorem narodowym. W 2007 roku Marysia z sierocińca w Wilejce trzeci raz przyjechała do państwa Giusto w Cogoleto. Już dwa lata wcześniej chcieli ją adoptować, ale białoruskie władze nie wyraziły zgody. Tymczasem po dziewczynce widać było wyraźnie, że się nad nią znęcano. Opiekunowie udali się więc do sądu dla nieletnich w pobliskiej Genui. Przedstawili fotografie świadczące o tym, że Marysię gwałcono i przypalano papierosami, oraz kasetę wideo ze wstrząsającymi zeznaniami złożonymi w obecności psychologów dziecięcych. Sąd nakazał jednak repatriację dziecka. Opiekunowie przez pewien czas ukrywali dziewczynkę, co Białoruś potraktowała jako casus belli i ogłosiła, że wstrzymuje wszystkie wyjazdy białoruskich dzieci do Włoch. Dziewczynka na wieść o tym, że musi wrócić do kraju, usiłowała popełnić samobójstwo. W pamiętniku napisała: „Piję dużo słonej wody. Umrę i zostanę tu na zawsze z mamą”. Ale musiała wrócić. Sprawa była na ustach całych Włoch, a w zeszłym roku nakręcono o niej film.
Konflikt, w którym Białoruś mówiła o urażonym honorze państwa, łamaniu prawa międzynarodowego i porwaniu, udało się załagodzić podpisaną dwa lata temu umową. Ale zakaz Łukaszenki, który trudno rozumieć inaczej niż jako akt zemsty na amerykańskich opiekunach i pragnącej u nich zostać sierotce, umowę tę przekreśla. W Belgii i w Niemczech, gdzie wygasła umowa o wakacjach dla białoruskich sierot, podpisano nową – dotyczącą wyłącznie dzieci do lat 14. Włosi zastanawiają się, ile przyjdzie im zapłacić za spotkanie ze „swoimi” dziećmi. Bo chodzi też o pieniądze. Włoskie media przypominają, że włoskie organizacje i opiekunowie za przywilej goszczenia „dzieci Czarnobyla” w praktyce muszą Łukaszence słono płacić. Trzeba czarterować białoruskie samoloty, wnosić przeróżne opłaty, ale też rozdawać prezenty i łapówki. Ze skarg opiekunów (anonimowych w obawie przed zemstą białoruskich władz czy dyrekcji sierocińców) wynika, że wnioski adopcyjne są celowo blokowane i odrzucane. Lepiej opłacają się częste wizyty włoskich rodzin w sierocińcach. Po podpisaniu wniosku adopcyjnego zarobić już nie można. Restrykcje mogą się odbić także na wyjazdach dzieci do Polski.
– Już wcześniej słyszeliśmy o utrudnieniach w wyjazdach do Polski białoruskich dzieci w wieku szkolnym. Nie mogły przyjeżdżać także młode dziewczyny. Z nieoficjalnych źródeł wynikało, że zakaz wprowadzono w obawie przed handlem żywym towarem – mówi „Rz” Mirosław Węcławek z organizacji Caritas Polska, która co roku zaprasza na letni wypoczynek do polskich miast od 5 do 6 tysięcy dzieci z krajów byłego ZSRR. Wiceprezes zarządu Fundacji Pomoc Polakom na Wschodzie ma nadzieję, że planowane akcje dojdą do skutku. – W tym roku, w okresie wakacji, zaplanowaliśmy kilka wyjazdów wypoczynkowo-edukacyjnych dla dzieci polonijnych z Białorusi. Chodzi o około 150 osób, połączonych w kilka grup. Młodzież chce przejść śladami Jana Pawła II i zapoznać się z regionem podlaskim – mówi „Rz” Wiesław Turzański.