Najdroższy, najlepszy, rekordowy – taki ma być sobotni finał Eurowizji w Moskwie. „Rosja znalazła nową muzyczno-narodową ideę” – pisze dziennik „Nowyje Izwiestia”. Oraz świetny sposób na budowanie własnego wizerunku. Przygotowany z rozmachem konkurs można śmiało nazwać muzycznym odpowiednikiem 9-majowej Parady Zwycięstwa.
Dlatego, bo na przekór kryzysowej logice zaciskania pasa Moskwa zainwestowała miliony w organizację Eurowizji. Według szacunków organizatora co najmniej 44 miliony euro. To jak dotychczas absolutny rekord. Niewielką część tych kosztów pokrywa Europejska Unia Nadawców – resztę wzięli na siebie Rosjanie – Kreml, władze Moskwy i kanał Pierwyj państwowej telewizji.
Do rosyjskiej stolicy ściągnięto całą plejadę rodzimych i zagranicznych gwiazd, a podczas przesłuchań na gigantycznej scenie Stadionu Olimpijskiego pojawił się osobiście premier Władimir Putin. By sprawdzić, czy przygotowania idą zgodnie z planem.
Efekty specjalne, feerie świetlne, wirujące matrioszki i tańczące niedźwiedzie, fontanny i fajerwerki to za mało. Hasło do rozpoczęcia głosowania da w sobotę wieczorem nikt inny jak załoga Międzynarodowej Stacji Kosmicznej!
Szef kanału Pierwyj Konstantin Ernst zapowiedział z dumą, że jeśli ktokolwiek na Zachodzie będzie chciał w tym czasie zorganizować spektakularny show, to nic z tego nie wyjdzie, bo wszystkie największe wideomonitory będą zagospodarowane w Olimpijskim. Przy innej okazji przyznał, że kanał Pierwyj z pewnością finansowo nie wyjdzie z konkursu na plus, ale „nie chodzi o to, by na Eurowizji zarobić”. Rzeczywiście, chodzi o coś zupełnie innego.