Prokuratura w Bari, prowadząc śledztwo w sprawie zleceń publicznych w służbie zdrowia, podsłuchała rozmowy telefoniczne szefa podejrzanej firmy, w których, oferując pieniądze, werbował damy do towarzystwa na bankiety w rzymskiej rezydencji premiera w Palazzo Grazioli.
Z kolei dziennik „Corriere della Sera” zamieścił wczoraj wywiad z 42-letnią Patrizią D’Addario, która twierdzi, że była tam dwukrotnie: w październiku i listopadzie. Za pierwszym razem miała dostać tysiąc euro zamiast obiecanych dwóch, ponieważ nie została na noc. Za drugim, chociaż rzekomo została na noc, nie dostała ani grosza, ale za to premier miał jej obiecać pomoc w budowie domu na terenie należącym do jej rodziców.
Dama tłumaczy, że postanowiła sprawę ujawnić, bo Silvio Berlusconi nie wywiązał się z obietnicy. Twierdzi w dodatku, że dysponuje nagraniami rozmów z premierem i zdjęciami z sypialni, gdzie na szafce nocnej stała fotografia Veroniki Lario, żony Berlusconiego. Jak poinformował wczoraj „Corriere della Sera”, kasety z nagraniami i zdjęcia są już u prokuratora, który przez pięć godzin przesłuchiwał Patrizię, podobnie jak trzy inne uczestniczki tych imprez.
Jak dotąd, włoskie media, które poświęcają pikantnej sprawie po kilka stron, dysponują serią zdjęć, z których wynika, że Patrizia była rzeczywiście w Palazzo Grazioli, ale w tłumie innych osób. Opozycja już jednak pyta, czy Silvio Berlusconi jako szef służb specjalnych i sił zbrojnych, a na dodatek depozytariusz sekretów atomowych sojuszu północnoatlantyckiego, może dalej rządzić, skoro swoim postępowaniem naraża się na szantaż.
Część komentatorów snuje teorię spiskową, zgodnie z którą nieposiadająca żadnych innych argumentów opozycja znów podgląda premiera przez dziurkę od klucza. I zastanawia się, dlaczego Massimo D’Alema, kierujący opozycyjną Partią Demokratyczną z tylnego siedzenia, w niedzielę mówił o czekającym rząd potężnym wstrząsie i wzywał kolegów, by przygotowali się do przejęcia władzy.