Jego sprawą zajmuje się specjalnie powołany do tego celu Trybunał ds. Sierra Leone w Hadze, który korzysta z pomieszczeń Międzynarodowego Trybunału Karnego. I właśnie tam były przywódca Liberii osobiście próbował się wczoraj bronić. Na sali rozpraw pojawił się pierwszy raz od 18 miesięcy.

– To kłamstwa i plotki – powiedział krótko, odrzucając stawiane mu zarzuty. A jest ich 11, w tym morderstwa, gwałty, tortury, a także wykorzystywanie dzieci jako żołnierzy podczas wojny w sąsiednim Sierra Leone, która wybuchła w 1991 roku, trwała ponad dziesięć lat i kosztowała życie ponad 100 tysięcy ludzi. Według oskarżycieli Taylor miał wspierać tamtejszych rebeliantów i dostarczać im broń w zamian za diamenty.

Wczoraj był bardzo pewny siebie. Przedstawił się jako 21. prezydent Liberii, który całe życie walczył dla dobra narodu. Opowiadał, jak w młodości żył w biedzie, a potem mył podłogi i zmywał naczynia, by zarobić na college w USA. – To bardzo niedobrze, że z powodu niedoinformowania prokuratorów jestem kojarzony z takimi zbrodniami – powiedział.

Taylor doszedł do władzy w 1997 r. dzięki wojnie domowej w Liberii, którą rozpętał. Pod wpływem presji międzynarodowej ustąpił w 2003 r. i uciekł do Nigerii.