Barack Obama już w pierwszych dniach prezydentury postanowił uporać się z problemem kilkuset oskarżonych o terroryzm, przetrzymywanych latami w bazie na Kubie bez postawienia im jakichkolwiek zarzutów. Sześć dni po inauguracji ogłosił, że szkodzący opinii o Ameryce obóz w Guantanamo zostanie zamknięty najpóźniej 22 stycznia 2010 roku. Kilka tygodni później Departament Sprawiedliwości oficjalnie przestał używać określenia „wrodzy bojownicy”.
Biały Dom powołał też różne grupy ekspertów, które wczoraj miały przedstawić prezydentowi szczegółowy raport. Urzędnicy nie zdołali jednak na czas uporać się z jego przygotowaniem. Przedstawili „raport tymczasowy” i poprosili o przesunięcie terminu nawet o sześć miesięcy. – To bardzo trudne i skomplikowane kwestie – tłumaczyli dziennikarzom. Zapewniali, że robią wszystko, by dotrzymać wyznaczonej przez prezydenta daty zamknięcia więzienia. Obrońcy praw człowieka boją się, że prezydentowi nie uda się dotrzymać słowa.
– Jeśli raport będzie gotowy dopiero za pół roku, to proces zamykania Guantanamo może zająć jeszcze ponad rok – mówi „Rz” Katherine O’Shea z Reprieve – organizacji reprezentującej przed sądami ponad 30 więźniów obozu na Kubie. – Wielu naszych klientów było bardzo szczęśliwych, gdy wybory wygrał Barack Obama. Teraz są rozczarowani i znów tracą nadzieję na inny los – dodaje O’Shea i podkreśla, że za rządów Obamy wolność odzyskało jedynie 11 więźniów, a w Guantanamo wciąż przetrzymywanych jest około 230 osób.
„Ekipa Obamy nie może wpaść w to samo prawne bagno, które pochłonęło administrację Busha” – przekonuje dyrektor Amerykańskiej Unii Swobód Obywatelskich Anthony D. Romero w przesłanym „Rz” oświadczeniu. I podkreśla: „obietnica, której realizacja jest opóźniona, szybko może się okazać złamaną obietnicą”.
Krytycznie opóźnienie w publikacji raportu ocenił również Mitch McConnell, lider obozu republikanów w Senacie. Jego zdaniem jasno pokazuje to, że administracja Obamy „ogłosiła decyzję o zamknięciu (więzienia) bez żadnego planu”.