Pierwszy Indianin wybrany na lidera Boliwii proponuje, by gminy zamieszkane przez autochtonów rozpisały w tej sprawie referenda. Mają się one odbyć 6 grudnia razem z wyborami prezydenckimi (Morales ubiega się o reelekcję) i parlamentarnymi.
W mowie wygłoszonej z okazji obchodzonego w niedzielę Dnia Rolnika (przemianowanego na Dzień Autonomii Indian) prezydent długo wyliczał, co zrobił dla rdzennych mieszkańców od 2006 r., gdy objął władzę. Mówił o reformie rolnej, mechanizacji rolnictwa, indiańskich uniwersytetach. Podkreślał, że po zdobyciu władzy politycznej autochtoni powinni przejąć kontrolę nad gospodarką, która wciąż jest w rękach białych oligarchów.
Indianie stanowią 63 proc. ludności liczącej około 10 mln mieszkańców Boliwii, najuboższego kraju Ameryki Południowej. Zapowiedź przyznania im autonomii niepokoi Metysów i białych. Przyjęta niedawno w referendum nowa konstytucja już dała Indianom prawo m.in. do własnegowymiaru sprawiedliwości. Pozwoliła im też przejmować ziemię od właścicieli mających posiadłości większe niż 5 tys. ha. Latyfundia są parcelowane. – Na tych ziemiach gwałcono prawa Indian Guarani – mówił Morales, rozdając tytuły własności gruntów w Santa Cruz, bastionie opozycji. Ten i inne bogate regiony Boliwii próbowały się buntować. Dochodziło do krwawych starć ze zwolennikami prezydenta.
Morales, jeden z filarów latynoskiej lewicy, jest pewien reelekcji. Wie, jak zyskiwać głosy. Właśnie obiecał domy wszystkim nowożeńcom (około 22 tys. par rocznie). Wcześniej przyznał zapomogi kobietom w ciąży, rodzinom mającym dzieci w wieku szkolnym i osobom powyżej 60. roku życia.