„Fico, wracaj do kraju!”, „Na Słowacji po węgiersku!” – takimi transparentami witali Węgrzy słowackiego premiera na przejściu granicznym w Slovenskich Darmotach/Balassagyarmat.
Węgierska policja przerzuciła na północ kraju duże siły porządkowe. 20-kilometrowy odcinek drogi patrolowały setki policjantów. Obawiano się demonstracji zwolenników skrajnie prawicowego ugrupowania „Jobbik”. W ostatniej chwili zmieniono trasę przejazdu gościa. Do XVII-wiecznego, barokowego pałacu Forgach w przygranicznym mieście Szecseny kolumna aut podjechała boczną drogą.
Oficjalna wizyta premiera Słowacji na Węgrzech miała być próbą przełamania napiętych stosunków dwustronnych. Zaczęły się one gwałtownie pogarszać, kiedy po wyborach parlamentarnych w 2006 roku w skład koalicji premiera Roberta Ficy weszła nacjonalistyczna Słowacka Partia Narodowa (SNS) Jana Sloty. Rządy obu krajów zaczęły się oskarżać o dyskryminację mniejszości narodowych. Władze w Budapeszcie są oburzone ustawą językową, która od 1 września nakazuje Węgrom mieszkającym na Słowacji posługiwać się językiem słowackim w sprawach urzędowych.
Do spotkania Roberta Ficy i Gordona Bajnaia doszło z inicjatywy węgierskiego rządu. Nie obyło się bez problemów. Kilkanaście godzin wcześniej Lajos Medvac, starosta przygranicznego miasta Balassagyarmat, przez które miała przejeżdżać kolumna samochodowa z premierem Słowacji, w otwartym liście adresowanym do słowackiego ambasadora w Budapeszcie, napisał, że nie życzy sobie, aby Robert Fico przekroczył granice jego miasta.
[srodtytul]Cios za cios[/srodtytul]