To pierwsza narodowa strategia bezpieczeństwa opracowana przez ekipę Baracka Obamy. Jak zauważa „New York Times”, 52-stronicowy dokument stara się połączyć ideały wynikające z przedwyborczych obietnic Obamy z realiami napiętej sytuacji na świecie, którym prezydent USA stawiał czoła przez ostatnie 16 miesięcy. Strategia ta ma być odejściem od polityki George’a W. Busha, określanej przez krytyków mianem kowbojskiej dyplomacji. Dokument zakłada więc konieczność połączenia wysiłków dyplomatycznych ze wzmocnieniem gospodarki i potęgi militarnej Stanów Zjednoczonych – fundamentów amerykańskiej potęgi i wpływu.
– Ta strategia się zasadniczo różni od doktryny Busha. Oczywiście, jeszcze przed jej ogłoszeniem, znaliśmy główne kierunki, w których zmierza obecna administracja. Doktryna je jednak kodyfikuje. A także skupia się na rzeczach, o których nie mówiło się dotąd zbyt wiele publicznie, jak choćby zagrożenie ze strony krajowego terroryzmu – mówi „Rz” lan Berman, wiceprezes waszyngtońskiego American Foreign Policy Council. Berman za znaczący uważa fakt, że w strategii przemilczano fenomen radykalny islamu.
To kontynuacja polityki Obamy, który wyciąga dłoń w stronę świata muzułmańskiego, podkreślając, że USA nie prowadzą wojny z islamem i nie używa takich określeń jak „wojna z terroryzmem” czy „islamofaszyzm”. Za głównego wroga Ameryki nadal – obok Korei Północnej i Iranu – uznawana jest jednak al Kaida.
Prezydencka deklaracja kładzie również duży nacisk na rozwój globalnej współpracy i strategicznych sojuszy. „Brzemię tego młodego stulecia nie może spaść jedynie na amerykańskie ramiona” – napisał Barack Obama we wstępie do dokumentu, nawołując inne mocarstwa do przejęcia choć części odpowiedzialności za losy świata.
[i]Jacek Przybylski z Waszyngtonu[/i]