Ezzaz Aziz, 57-letni motorniczy tramwaju z Amsterdamu, zaskarżył w grudniu ubiegłego roku swojego pracodawcę do sądu pracy. Twierdził, że padł ofiarą dyskryminacji na tle religijnym. Według niego Państwowe Zakłady Transportowe zawiesiły go w pełnieniu obowiązków wyłącznie dlatego, że przyszedł do pracy z krzyżykiem na szyi. Gdy odmówił jego zdjęcia, odesłano go do domu.– Moje muzułmańskie koleżanki mogą nosić w pracy chusty, podczas gdy mnie nie wolno pokazywać, że jestem chrześcijaninem – skarżył się Aziz. Według niego zakłady transportowe okazują zbyt wielką tolerancję wyznawcom Allaha. – W naszej firmie członkom jednej religii wolno wszystko, a drugiej nie wolno nic! – grzmiał.
Sąd pracy przyznał jednak rację pracodawcy, który argumentował, że noszenie łańcuszków na szyi, bez względu na to, czy wisi na nich krzyżyk, czy nie, jest niezgodne z regulaminem. – Noszenie łańcuszka na wierzchu munduru zagraża bezpieczeństwu pracownika, bo mogą się one w coś zaplątać. Chusty islamskie nie stanowią takiego zagrożenia – broniły się Państwowe Zakłady Transportowe.
Aziz złożył apelację od wyroku. Ta jednak również zakończyła się jego porażką Sąd apelacyjny uznał, że pracodawca nie dopuścił się w żadnym razie dyskryminacji z przyczyn religijnych, zakaz nie dotyczy bowiem krzyżyka, tylko łańcuszka. „Pan Aziz może nosić krzyżyk w pierścionku, bransolecie lub jako kolczyk w uchu” – napisał sąd w uzasadnieniu wyroku.
Konduktor tramwaju jest rozczarowany wyrokiem i krajem, który go przyjął w 1982 roku. Uciekł wtedy z Egiptu, gdzie był prześladowany za wiarę.
– Myślałem, że Holandia jest krajem chrześcijańskim, ale teraz wszystko się zmieniło. Żyję w kraju Trzeciego Świata – podkreślał. Według niego jeszcze kilka lat temu było zupełnie inaczej. – Moje muzułmańskie koleżanki miały zakaz noszenia chust, a ja mogłem nosić krzyżyk w widocznym miejscu. Teraz będę musiał ukrywać go pod swetrem, bo w moim wieku nie znajdę już innej pracy – twierdzi.