Nieopodal placu Ferenca Deaka w centrum węgierskiej stolicy policja zatrzymuje brudnego, rozczochranego chłopaka w przydeptanych sandałach, który wcześniej włóczył się po stacji metra. Chłopak ma szkliste spojrzenie, bełkocze, macha rękami, ale stróże prawa są nieugięci. Odprowadzają go do samochodu. Ponieważ nie miał przy sobie dowodu, policja ma prawo go zatrzymać w celu ustalenia tożsamości.
– Od kiedy do władzy doszedł Fidesz, wciąż widzi się takie sceny na ulicach – mówi Gábor Takács, naczelny „Węgierskiego Przeglądu Politycznego“, analityk Perspective Institute. – Chodzi o oddziaływanie psychologiczne, pokazanie ludziom, że władze nie będą tolerowały nawet drobnych naruszeń porządku publicznego – tłumaczy.
Szef MSW Sándor Pintér wzoruje się na Rudolfie Giulianim, słynnym burmistrzu Nowego Jorku, któremu udało się za pomocą nietypowych środków znacząco zmniejszyć przestępczość w jego mieście. – Ta część społeczeństwa, która pogardza pracą, zostanie do niej przyzwyczajona, a żebracy będą usunięci z ulic – zapowiedział Pintér. Z pola widzenia porządnych obywateli i turystów mają też zniknąć wszyscy inni, którzy „psują wizerunek kraju“ – pijacy, narkomani, włóczędzy itp.
Parlament, zdominowany przez centroprawicowy Fidesz, przyjął już w trybie ekspresowym pakiet ustaw zaostrzających prawo. Kradzieżami mienia do wartości 80 euro będzie się zajmować policja, a nie – jak dotąd – specjalni funkcjonariusze lokalnej administracji. Wprowadzono kary aresztu i znacząco podwyższono grzywny za drobne wykroczenia. Nieletni w wieku 14 – 18 lat, którzy dotąd nie podlegali karom pozbawienia wolności, będą mogli trafić za kratki na 30 dni.
Pomysły rządu nie wszystkim się podobają. – To przyniesie tylko powierzchowne zmiany – mówi politolog prof. Zsolt