Wczoraj Hillary Clinton odwiedziła Sarajewo. Jak mówił jej asystent, bardzo pragnęła przyjechać do Bośni, gdyż osobiście chciała namawiać jej przywódców do reform niezbędnych do członkostwa w UE i NATO.

Choć USA już przeznaczają na ten cel 300 mln dolarów rocznie, droga do tego wydaje się jednak daleka – 15 lat po podpisaniu pokoju w Dayton, który zakończył wojnę na Bałkanach, BiH wciąż znajduje się w kryzysie politycznym. Nie zakończyły go nawet ostatnie wybory, które odbyły się zaledwie tydzień temu.

Dlatego Clinton spotkała się z przywódcami trzech zwaśnionych społeczności – Muzułmanów, Serbów i Chorwatów. – Nienawiść minęła, lecz pozostał nacjonalizm – powiedziała, namawiając ich do zjednoczenia. Dała za przykład siebie i Baracka Obamę z czasu kampanii prezydenckiej w USA. – Chciałam go pobić, ale on wygrał. Potem jednak zaproponował mi współpracę. Często ludzie pytają mnie, jak mogłam przyjąć ofertę. Odpowiadam: bo oboje kochamy nasz kraj – powiedziała.

To pierwsza wizyta szefa amerykańskiej dyplomacji w Bośni i Hercegowinie od 2004 roku. Z Sarajewa Clinton miała się udać do Belgradu, a w środę – do Kosowa. Tu chciała namawiać oba kraje do bezpośrednich rozmów.