Gbagbo od czterech miesięcy nie chce oddać władzy, choć przegrał wybory prezydenckie, które odbyły się 28 listopada. W walkach, które trwają od tamtej pory, zginęło już blisko 500 osób, a około miliona uciekło ze swoich domów. Sam zwycięzca wyborów Alassane Ouattara przez kilka tygodni przebywał w hotelu, który wojska Gbagby otoczyły szczelnym kordonem.
Siły nowego prezydenta – którego oficjalnie uznała ONZ – w ostatnich dniach przystąpiły jednak do wzmożonej ofensywy. W środę przejęły kontrolę nad stolicą Jamasukro, wczoraj nad portem San Pedro i w szybkim tempie zmierzały w kierunku Abidżanu, gdzie przebywa Gbagbo. – Jesteśmy u wrót miasta – mówił Ouattara.
Abidżan – finansowa stolica kraju – to ostatni bastion Gbagby. Dlatego – gdy zamykaliśmy to wydanie „Rz" – wydawało się, że dni byłego prezydenta są policzone. Jak relacjonował Reuters, w mieście słychać było strzały z broni maszynowej. Z pobliskiego więzienia uciekło ok. 5 tysięcy więźniów. – Pętla wokół niego coraz bardziej się zaciska – mówili mieszkańcy.
Wczoraj Gbagbo opuścił szef armii – uciekł i schronił się w ambasadzie RPA. A dzień wcześniej Rada Bezpieczeństwa ONZ przegłosowała przeciwko niemu sankcje.
65-letni Gbagbo od początku nie chciał się pogodzić z kandydaturą swojego przeciwnika. On, urodzony w katolickiej rodzinie, pochodzący z południa, oskarżany jest o nienawiść do cudzoziemców, nacjonalizm i ksenofobię. Ouattara to z kolei muzułmanin z północy, którego ojciec pochodzi z Burkiny Faso (z tego powodu zresztą dwukrotnie odmawiano mu udziału w wyborach).