Około południa w centrum Ridderhof pojawił się 24-letni Tristan van der Vlis - długowłosy jasny blondyn ubrany w czarną kurtkę i wojskowe spodnie. Wyciągnął karabin maszynowy i zaczął strzelać seriami do tłumów zakupowiczów.

– Na początku pomyślałam, że to jakieś fajerwerki. Ale potem zobaczyłam, że ludzie biegają we wszystkich kierunkach, strasznie krzycząc. Wreszcie go ujrzałam. Szedł i strzelał do wszystkich. Wszędzie była krew – opowiadała świadek wydarzeń Hajam Leouesset.

Masakra trwała kilkanaście minut. Na koniec Vlis wyciągnął pistolet i zabił się strzałem w głowę.

Motywy mordercy, który był rodowitym Holendrem, są nieznane. Posiadał pozwolenie na pięć sztuk broni, nie wiadomo jednak, czy uzyskał je zgodnie z prawem. Gdy był nastolatkiem, miał kłopoty z policją z powodu nielegalnego posiadania broni. Matka sprawcy znalazła w jego mieszkaniu list pożegnalny, brak w nim jednak wyjaśnienia, dlaczego dokonał masakry. – Napisał tylko, że planuje samobójstwo – podał burmistrz Alphen aan den Rijn.

Holenderski portal NOS.nl zwraca uwagę, że zaledwie tydzień temu w tym samym miasteczku miała miejsce strzelanina, w której zginęły dwie osoby.