Szczegóły włosko-francuskiej propozycji zostaną podane do wiadomości, gdy zapoznają się z nimi adresaci, czyli Komisja Europejska i europarlament. Z konferencji prasowej i przecieków wynika, że chodzi o rewizję traktatu z Schengen, który zniósł kontrolę na wewnętrznych granicach państw Unii. Czyli o możliwość przywrócenia jej w wyjątkowych sytuacjach, efektywniejszą kontrolę zewnętrznych granic przez powołaną do tego celu agencję Frontex i zobowiązanie wszystkich państw członkowskich do odciążenia krajów ponoszących skutki nielegalnej imigracji.
Francusko-włoski szczyt był próbą zażegnania konfliktu między obu krajami na tle interwencji w Libii, której włoski rząd był od początku zdecydowanie przeciwny. Zdaniem Włochów Francja wywołała ten konflikt po to, by przejąć włoskie interesy w Libii, a prezydent Nicolas Sarkozy, pozując na rycerza demokracji, chciał ponadto wstrzymać spadek słupków jego popularności w kraju.
Oblężona Lampeduza
Inną kością niezgody była fala zarobkowej imigracji z Tunezji. W efekcie chaosu w Afryce Północnej, wywołanego zdaniem Rzymu interwencją w Libii, na włoską wysepkę Lampeduza przypłynęło około 25 tysięcy imigrantów z Tunezji, w większości zmierzających do Francji, gdzie mają krewnych albo przyjaciół. Włosi nie czynili im przeszkód, a Francuzi w odpowiedzi wprowadzili kontrolę na granicy, zawracając przybyszy. Wobec tego Włosi zaczęli wydawać Tunezyjczykom tymczasowe pozwolenia na pobyt, licząc, że będą one obowiązywać na terenie całej Unii. Francuzi byli innego zdania i nawet na krótko wstrzymali komunikację kolejową z Włochami. Teraz wpuszczają tylko tych Tunezyjczyków, którzy mają środki na utrzymanie.
Ze strony włoskiego rządu, jak również części prasy padły pod adresem Francji oskarżenia, że wywołała awanturę w Libii, a nie chce ponosić jej skutków. Hasłem antyfrancuskiej kampanii było: „Dla was ropa, dla nas imigranci". Wobec braku solidarności innych unijnych partnerów we Włoszech pojawiły się po raz pierwszy silne nastroje antyunijne.
Zmiana kursu
Jak domyślają się włoscy komentatorzy, rząd Silvia Berlusconiego w obronie włoskich interesów w Libii (ale i ulegając naciskom Francji, Wielkiej Brytanii i USA) zdecydował się na dramatyczną zmianę kursu. W poniedziałek niespodziewanie ogłosił, że włoskie lotnictwo będzie brało udział w atakach na siły Kaddafiego (dotąd ograniczało się do patroli).