W kwietniu holenderski minister spraw społecznych i zatrudnienia Henk Kamp wywołał międzynarodową burzę, proponując nowe przepisy.
Zgodnie z jego propozycją cudzoziemcy, którzy przyjeżdżają do pracy do Holandii, musieliby znać język niderlandzki. Jeśli w ciągu trzech miesięcy nie znajdą zatrudnienia, zostaną odesłani do swojego kraju. Holandię musieliby też opuścić bezdomni imigranci.
Zaprotestował między innymi polski rząd, a także Komisja Europejska. – Zapowiedzieliśmy, że bacznie przyjrzymy się tym propozycjom, i właśnie to robimy. Każdy kraj członkowski Unii ma obowiązek przestrzegać zasad swobodnego przepływu osób i nie dyskryminować żadnej grupy narodowościowej czy etnicznej. Sprawdzamy to – mówił wczoraj „Rz" Matthew Newman, rzecznik komisarz UE ds. sprawiedliwości. Jego szefowa Viviane Reding osobiście obiecała, że sprawdzi, czy holenderskie propozycje nie są dyskryminujące. – Ogłosimy naszą odpowiedź tak szybko, jak to będzie możliwe – powiedział Newman.
W Holandii według różnych statystyk przebywa dziś od 90 tysięcy do 200 tysięcy Polaków. To największa grupa imigrantów z Europy Środkowo-Wschodniej.
– Klimat nie jest sprzyjający dla Polaków. Tabloidy piszą, że są oni obciążeniem dla społeczeństwa, że hałasują, urządzają awantury, powodują wypadki na drogach – wylicza Janusz Wołosz, II sekretarz ambasady RP w Hadze. Podkreśla, że zarzuty te nie mają potwierdzenia w faktach, bo z opieki społecznej korzysta niewielu Polaków, bezdomnych jest zaś tylko kilkadziesiąt osób.