Z roku na rok pogarsza się sytuacja palaczy w Wielkim Jabłku. Jak informuje „The Wall Street Journal", służby miejskie już teraz wystawiły więcej wynoszących 50 dolarów (ok. 160 zł) mandatów za łamanie zakazu palenia w miejscach publicznych niż w całym 2011 roku.

Teraz Michael Bloomberg, który sam był kiedyś nałogowym palaczem chce, aby właściciele apartamentowców spisali oficjalnie, w których częściach budynku wolno palić, a w których nie.

Chodzi o to, aby przyszli najemcy lub właściciele mieszkań jeszcze przed wprowadzeniem się do nowego domu, wiedzieli, czy trujący papierosowy dym może ich dopaść na przykład na klatkach schodowych, balkonach, w lobby, na podwórku, przy osiedlowym basenie czy w pralni. – Jasne jest, że z powodu systemu wentylacyjnego w budynkach, jeśli ktoś pali w jednym mieszkaniu, to ludzie w innych mieszkaniach muszą wdychać część tego powietrza – przekonuje Michael Bloomberg.

„Huffington Post" zauważa zaś, że w tym roku już 2500 nowojorczyków zadzwoniło pod specjalny numer telefonu – 311 – aby poskarżyć się, iż padli ofiarami biernego palenia.

Burmistrz Nowego Jorku ma nadzieję na to, że nowe prawo zachęci właścicieli i zarządy budynków mieszkalnych do wprowadzenia całkowitego zakazu palenia na ich terenie. Przeciwnicy pomysłu Michaela Bloomberga przekonują jednak, że posuwa się on za daleko, bo we własnym mieszkaniu każdy powinien móc robić to, na co ma ochotę. On sam podkreśla, że nie zamierza wprowadzić absolutnego zakazu palenia.