„Płatności tylko gotówką, ponieważ możesz umrzeć, zanim przynieślibyśmy ci rachunek" – czytamy na drzwiach baru w centrum amerykańskiej stolicy grzechu, Las Vegas.
Wewnątrz kelnerki noszą mundurki pielęgniarek.
W menu oprócz superkalorycznych milkshake'ów oraz papierosów bez filtra znajdziemy również cztery rodzaje hamburgerów. Najmniejszy to „pojedynczy by-pass". Największy – „poczwórny by-pass", w którym cztery płaty mięsa przełożone są kawałkami sera, bekonu, pomidora i cebulki, kryje w sobie 9983 kalorii, dzięki czemu trafił już do Księgi rekordów Guinnessa.
Już „podwójny by-pass" wystarczył, by jedna z klientek dostała ataku serca. Czterdziestolatka nie była jednak pierwsza. Dwa miesiące wcześniej z podobnymi dolegliwościami ratownicy medyczni odwieźli z Heart Attack Grill mężczyznę, który pochłonął „poczwórnego by-passa".
Jon Basso – występujący w lekarskim kitlu właściciel knajpy, który sam siebie nazywa doktorem Jonem lub burgerologiem – podkreśla, że za serwowane w jego lokalu burgery „naprawdę warto umrzeć".