Akcja dotycząca wraku składa się z 4 etapów. W pierwszym 60 metalowych słupów o średnicy około 15 cm zostanie wbite głęboko w podwodną skalę wzdłuż prawej burty wraku, aby można było go solidnie unieruchomić. Następnie zostaną przyspawane wokół kadłuba ogromne stalowe płyty. Do nich dojdzie 40 kwadratowych balastów o 4-metrowym boku, służących jako stabilizatory. Balasty zostaną zakotwiczone na dnie morskim i napełnione wodą dla uzyskania przeciwwagi. Z pomocą gigantycznych dźwigów i łodzi płaskodennych statek zostanie postawiony do pionu i osadzony w formie powstałej między balastami. System kabli pozwoli ustabilizować go i zabezpieczyć posadowienie.
Od tej chwili woda z balastów zostanie wypompowana, co pozwoli im pływać i podnieść jednocześnie statek. Cała odprowadzana woda zostanie przepompowana do barek i przesłania do obróbki dla uniknięcia wszelkiego skażenia.
Dopiero w tej chwili „Concordia" należycie przytwierdzony do swego pływającego doku, będzie mógł zostać odholowany do stoczni rozbiórkowej, prawdopodobnie w Livorno.
Ogromne ryzyko
Oczywiście operacja ta wiąże się z ogromnym ryzykiem. W każdej chwili statek może przechylić się bardziej, opaść, osunąć się do rowu, zatonąć w głębinie. Z powodu przesądów mocno zakorzenionych wśród ludzi morza odpowiedzialni za tę operację nie chcieli skomentować tych zagrożeń.
Kapitan Richard Habib, dyrektor generalny Titan Salvage ograniczył się do stwierdzenia, że ufa w powodzenie i przypomniał, że jego firma przeprowadziła ponad 475 akcji odzyskania wraków i platform naftowych.
Z kolei przedstawiciel kierownictwa Micoperi, Silvio Bartolotti podkreślił, że jego firma wykonała 60 instalacji naftowych i gazowych off-shore, położyła 27 rurociągów i zbudowała 20 urządzeń portowych wymagających wykonania robót pod wodą.