Tekst z archiwum "Rzeczpospolitej"
Wszystko zaczęło się 5 września, gdy lewaccy terroryści uprowadzili przemysłowca Hansa Martina Schleyera.
Do akcji przyznała się RAF (Frakcja Czerwonej Armii). Przez kolejne tygodnie Niemcy będą oglądać wysłane do mediów zdjęcia umęczonego zakładnika, którego terroryści określali jako "więźnia proletariatu" i fotografowali na tle czerwonej gwiazdy ozdobionej pistoletem maszynowym.
Akcja terrorystów Offensive 77 miała być odpowiedzią na proces liderów grupy Baader - Meinhoff i zemstą za samobójczą śmierć jej liderki Ulriki Meinhoff.
Stopień brutalności RAF przeraził społeczeństwo zachodnich Niemiec. Szokowała łatwość, z jaką przedstawiciele generacji flower-power (dzieci kwiatów) przekształcili się w bezlitosnych morderców. Opinia publiczna zaczęła domagać się szybkiej likwidacji czerwonego terroru. Gabinet Helmutha Schmidta znalazł się pod presją. Ale zdecydowana akcja organów ścigania wzbudziła protest elit, które oskarżyły rząd o zapędy dyktatorskie.