Münster jest dobrze prosperującym miastem w Nadrenii Północnej-Westfalii, znanym także powszechnie z renomowanego uniwersytetu. W jego pobliżu znajduje się spory niezagospodarowany plac – podobno największa pusta przestrzeń tego rodzaju w Europie. Od marca tego roku nosi nazwę placu Zamkowego, ale przez ostatnie 85 lat miejsce to nazywało się Hindenburgplatz na cześć prezydenta z czasów Republiki Weimarskiej Paula von Hindenburga.
„To Hindenburg utorował drogę Hitlerowi do władzy z własnej woli, będąc w pełni władz umysłowych" – napisał w ekspertyzie na zamówienie rady miejskiej historyk Hans-Ulrich Thamer. Przypomniał też, że Hindenburg był propagatorem legendy o ciosie w plecy (Dolchstosslegende) obarczającej winą za porażkę Niemiec w I wojnie socjalistów i demokratów prowadzących polityczne działania sabotażowe, co później powtarzała propaganda nazistowska. Większość radnych uznała, że taki człowiek mimo wojennych zwycięstw (nad Rosjanami pod Tannenbergiem/Grunwaldem) nie zasługuje na pomnik w postaci nazwy placu.
Oburzyło to wielu mieszkańców, którzy wymusili na władzach miejskich prze- prowadzenie referendum. 60 proc. jego uczestników opowiedziało się przeciwko powrotowi do starej nazwy placu. W Münster Hindenburg musiał zejść z placu boju pokonany.
– Podobna dyskusja na temat zmiany nazwy jednej z alei miasta miała miejsce w Darmstadt – mówi „Rz" Peter Oliever Loew, historyk. Tam jednak Hindenburg trzyma się dzielnie. Podobnie w wielu miastach RFN.
– Hindenburg jest bez wątpienia postacią kontrowersyjną, ale mało znaną w społeczeństwie – tłumaczy Loew. Dlatego spór o byłego prezydenta w Münster nie świadczy o jakiejś zmianie historycznej świadomości, lecz został niejako sztucznie wywołany przez obrońców niemieckiej tradycji z szeregów CDU, zaniepokojonych pragmatyzmem Angeli Merkel okazującej brak przywiązania do tradycyjnych wartości chadecji.