Fragment
tekstu z archiwum tygodnika Plus Minus
Po pobiciu przez Dow Jones 25 sierpnia 1987 roku ówczesnego rekordu wszech czasów (2246,7 pkt), w połowie października 1987 roku sytuacja na nowojorskiej giełdzie uległa dość gwałtownemu odwróceniu. W środę, 14 października, DJIA spadł o 95,5 pkt, następnego dnia o kolejne 58, a w piątek dołożył do tego dalsze 108,4 pkt. I kiedy większość komentatorów spodziewała się, że to już koniec korekty, nastąpił czarny poniedziałek. 19 października 1987 roku Dow Jones spadł o 508 pkt (do 1738,79, tj. o 22,6 proc.) i był to największy nominalny spadek w historii nowojorskiej giełdy. W sumie od wspomnianego szczytu, przez trzy i pół tygodnia, indeks utracił 22,6 proc. ze swojej wartości. Podobnie rzecz wyglądała na innych wielkich giełdach, na których w drugiej połowie października indeksy obniżyły się od 20 do blisko 50 proc.
Jeśli ekonomista finansowy chce coś opublikować, a nie ma żadnego pomysłu, śmiało może napisać pracę o przyczynach załamania giełd światowych w październiku 1987 r. I to mimo że do tej pory powstało już wiele teorii na ten temat. Wedle nich przyczynami krachu 19 października (kolejny czarny poniedziałek) były: masowe używanie do handlu akcjami programów komputerowych, w których opcja „sprzedawaj” uruchamiała się przy podobnych inicjalnych spadkach giełdy, próby zacieśnienia polityki monetarnej dla zmniejszenia inflacji, monetarne negocjacje międzynarodowe (G7 i „porozumienie z Luwru” – w którym USA, Japonia i RFN zobowiązały się do utrzymywania stabilnych kursów walut), zaostrzenie sytuacji politycznej (tego dnia dwa amerykańskie okręty ostrzelały irańską platformę naftową w Zatoce Perskiej). Oczywiście dołożyć do tego należy czynniki psychologiczne i przewartościowanie akcji. Niejako syntezą tych wszystkich koncepcji jest „teoria czarnego łabędzia”, wedle której kryzysy giełdowe są wprawdzie równie rzadkie jak czarne łabędzie, ale – podobnie jak czarne łabędzie – czasem się pojawiają.
Ze wszystkich tych czynników warto jeszcze na chwilę zatrzymać się przy przewartościowaniu akcji. Ostatniego dnia 1986 r. Dow Jones wyniósł 1896 pkt, a 25 sierpnia 1987 r. 2722 pkt, wzrósł zatem w ciągu niecałych ośmiu miesięcy o blisko 44 proc. W przeliczeniu rocznym dawałoby to 73 proc. (wyliczenia – ile wynosiłby DJIA dzisiaj, gdyby utrzymała się taka dynamika, czytelnikom już oszczędzę), czyli znacznie więcej – choć w krótszym okresie – niż w szalonej końcówce lat 20. Znowu zatem życie potwierdziło, że takiego tempa nie da się utrzymać w dłuższym okresie i czarny łabędź kiedyś musi przyfrunąć.