Gdyby Grecy mieli możliwość wyboru, jedna trzecia z nich chętnie powitałaby powrót czarnych pułkowników do władzy. Rządzili Grecją twardą ręką przez siedem lat do 1974 roku i pozostawili po sobie katastrofalną sytuację gospodarczą i pamięć o demonstracjach pod hasłem: Psomi – Pedija – Elef-te-rija, co znaczy: Chleb – Oświata – Wolność. Niemniej sporo obywateli sądzi dzisiaj, że wtedy było im lepiej. Takie są wyniki sondażu przeprowadzonego na zamówienie zbliżonego do lewicowej opozycji dziennika „Eleftheorypia".

Świadczy to o głębokiej erozji zaufania Greków do elity politycznej. Jest to zrozumiałe w sytuacji cięć budżetowych, obniżek płac, emerytur, świadczeń społecznych i wyższych podatków. Przy tym wszystkim Grecja nie ma już niemal żadnych kłopotów z przekonaniem swych wierzycieli, aby kierowali do Aten kolejne transze miliardowej pomocy. Jednym słowem Grecja jest na dobrej drodze w sensie gospodarczym i jedyne zagrożenie to nieprzewidywalny rozwój sytuacji politycznej w kraju.

W dodatku w Atenach rozpoczął się właśnie proces byłego ministra obrony Akisa Tsochatzopoulosa oskarżonego wraz z 18 innymi osobami o praktyki korupcyjne w czasie realizacji zamówień rządowych na rosyjskie systemy obrony przeciwlotniczej oraz niemieckie łodzie podwodne. Na oskarżonych skupia się gniew społeczeństwa poszukującego ciągle winnych bezprecedensowej zapaści gospodarczej kraju. Media są więc pełne opisów luksusowych rezydencji byłego ministra, w tym willi u podnóża Akropolu, którą nabył dla swej o 35 lat młodszej żony. Procesów i rozliczeń z przeszłością będzie zapewne więcej.

Więcej w jutrzejszym wydaniu "Rzeczpospolitej"