Niemieccy Zieloni są produktem rewolucji obyczajowej końca lat 60. ubiegłego stulecia. Jednym z ich celów było wyzwolenie społeczeństwa z narzuconych przez tradycję i religię pęt w dziedzinie seksualności człowieka. To wiedzą wszyscy. Ale zapomnieniu uległy bliskie relacje Zielonych z początków ich aktywności politycznej z środowiskiem niemieckich pedofilów.
– Zieloni byli na płaszczyźnie federalnej jedyną nadzieją pedofilów. Tylko oni walczyli o prawa mniejszości seksualnych – wyznał właśnie na łamach „Spiegla" Kurt Hartmann. Był w latach 80. członkiem stowarzyszenia BAG SchwulP, finansowanego i kierowanego przez frakcję Zielonych w Bundestagu. Skrót „BAG" w nazwie stowarzyszenia oznaczał „Bundesarbeitgemeinschaft", czyli federalna grupa robocza, słowo „Schwul" to po polsku homoseksualista, a „P" to pierwsza litera słowa „Päderast", co było odniesieniem do pedofilii homoseksualnej.
Stowarzyszenie to opowiadało się za zalegalizowaniem relacji seksualnych z dziećmi. Czyniło to otwarcie, domagając się wykreślenia z kodeksu karnego norm o karalności zachowań homoseksualnych, jak i zniesienia penalizacji relacji pedofilskich. W homoseksualnym magazynie „Torso" z 1983 roku pojawiały się reklamy ugrupowania Zielonych z obietnicami starań o legalizację seksu z nieletnimi pod warunkiem, że nie wchodzi w grę przemoc czy też jakikolwiek stosunek zależności.
Stowarzyszenie BAG SchwulP umieszczało na oficjalnych pismach kierowanych do frakcji Zielonych w Bundestagu niebudzące żadnych wątpliwości logo. Był to wizerunek młodego chłopca z anielskimi skrzydłami i lekko zaznaczonym penisem.
– Wszystko to są sprawy znane, ale przed wrześniowymi wyborami nabierają politycznej atrakcyjności z wielu względów. Tak czy owak nie powinny wpłynąć na notowania tej partii – tłumaczy „Rz" prof. Eckhard Jesse, politolog.