Król panuje, ale nie rządzi – ta zasada ujęta w deklaracji praw z 1689 roku jest obecnie zagrożona. Tak przynajmniej twierdzi dziennik „The Guardian”, który od lat udowadnia, że w procesie stanowienia prawa w Wielkiej Brytanii uczestniczy bezprawnie książę Karol. Sprawą zajmie się już we wrześniu tego roku jedna z komisji brytyjskiego parlamentu. Jej zadaniem będzie wyjaśnienie, czy nie następuje proces „polityzacji monarchii” i to nie za sprawą królowej Elżbiety, lecz jej syna, następcy tronu i księcia Kornwalii.
Książę śle nie tylko listy do ministrów ze swymi ocenami problemów wymagających rozwiązania, ale i wypowiada się publicznie na wiele tematów począwszy od spraw dotyczących młodzieży po kwestie związane z ekologią. Nie czyniła tego nigdy królowa Elżbieta. Co więcej, książę spotyka się dość regularnie z premierem, ministrami oraz parlamentarzystami, przekonując ich do swoich projektów.
36 spotkań
Jak wyliczył „Guardian” począwszy od 2005 roku ministrowie sześciu resortów zabiegali u księcia Karola o akceptację projektów ustaw dotyczących takich kwestii jak bezpieczeństwo na drogach, gry hazardowe czy w sprawach związanych z organizacją igrzysk olimpijskich w Londynie. Następca tronu spotkał się od 2010 roku co najmniej siedem razy z premierem Dawidem Cameronem, odbył cztery narady z wysokimi urzędnikami resortu spraw społecznych i samorządów lokalnych oraz sześć razy z kierownictwem Ministerstwa Energii i Zmian Klimatycznych. W sumie spotkań następcy tronu z przedstawicielami rządu miało być co najmniej 36.
Królowa milczy
Na tym nie koniec. Książę wysłał 27 listów do ministerstw rządu jej królewskiej mości i to zaledwie w ciągu jedynie dziewięciu miesięcy. „Guardian” żąda od dawna ujawnienia treści tej korespondencji. Sąd pierwszej instancji nakazał jej udostępnienie, co jednak zablokował prokurator generalny, sięgając po przysługujące mu prawo zawieszenia wyroku do czasu rozstrzygnięcia w wyższej instancji. Orzeczenie to spodziewane jest pod koniec tego roku.
Wszystko to będzie przedmiotem debat komisji Izby Gmin. Zasadnicze pytanie sprowadza się do tego, czy istnieje umocowanie konstytucyjne dla tego rodzaju ingerencji przedstawiciela domu królewskiego w proces legislacyjny.