„Puścili gaz. Trzymamy się" - w piątek około południa zdążył poinformować ukraińską telewizję TSN jeden z żołnierzy 93 brygady, broniącej zabudowań lotniska. Nie wiadomo jednak, jaki to gaz i jakie były skutki jego użycia – łączność została zerwana.
Formalnie od 9 września na Ukrainie trwa rozejm w walkach miedzy separatystami i wojskami ukraińskimi.
Nieustające ataki separatystów na lotnisko załamały się dopiero, gdy ukraińska strona zaczęła używać artylerii. Wcześniej, od rozpoczęcia szturmu 13 stycznia takiej broni używali bojówkarze. Ukraińska armia nie odpowiadała, gdyż zgodnie z warunkami zawieszenia broni artyleria powinna była zostać wycofana o około 20 kilometrów od linii frontu. Jednak gdy bojówkarze wdarli się do zruinowanego budynku tzw. nowego terminalu z Kijowa naszedł rozkaz użycia ciężkiej broni. Decyzję jej użyciu prawdopodobnie musiał podjąć sam prezydent.
W czasie obecnych walk 14 stycznia na skutek rosyjskiego ostrzału artyleryjskiego runęła wieża kontrolna lotniska. Obecnie został z niej kikut sterczący na wysokość tylko jednego piętra.
W dniu, w którym runęła wieża kontrolna przywódca donieckich separatystów Aleksandr Zacharczenko zaprosił na czwartek prezydenta Ukrainy Petra Poroszenkę na „herbatkę i rozmowę" na lotnisko. Najwyraźniej był przekonany, że do tego czasu jego oddziały zdobędą je. Jednak obrona lotniska stała się już na Ukrainie symbolem oporu przeciw rosyjskiej agresji i odradzania się własnej armii. W wojsku nie ma ani jednego dowódcy, który zdecydowałby się poddać lotnisko.