W rozmowie telefonicznej ze swymi zwolennikami Romney poinformował dziś, że nie będzie organizował sztabu wyborczego i nie będzie walczył o nominację Republikanów na kandydata na prezydenta. - Zależy mi na tym, by prezydentem został konserwatysta. Zrobię wszystko, by pomóc kandydatowi, który zostanie wskazany przez Republikanów - powiedział Romney.

To największa dotychczas wiadomość dopiero rozpoczynającej się kampanii prezydenckiej w USA. Od momentu, gdy kilkanaście dni temu Romney poinformował, że myśli o starcie, był faworytem wyścigu. Jako były kandydat na prezydenta wciąż cieszył się dużym poparciem Republikanów, miał gotowe struktury w terenie, był znany wielu wyborcom.

Kilka dni temu Romney spotkał się z Jebem Bushem, innym politykiem walczącym o nominację Republikanów. Wówczas media spekulowały, że obaj politycy zachęcają się do wycofania z wyścigu. Jeśli tak było, to to oznacza, że wbrew spekulacjom to nie Romney Busha, lecz Bush przekonał Romneya.

Wycofanie się Romneya z wyścigu zdecydowanie zwiększa szanse Busha na uzyskanie nominacji. Romney odegra teraz kluczową rolę w republikańskich prawyborach - o jego poparcie będą zabiegać wszyscy kandydaci, choć wiele wskazuje na to, że po niedawnym spotkaniu Romney może poprzeć właśnie syna i brata byłych prezydentów USA.