- Byłby to sygnał, że w sprawach naruszenia dobra dzieci można się po prostu wykupić- oświadczył przedstawiciel Związku Ochrony Dzieci. Zawiadomił także sąd o swej decyzji prosząc o wyznaczenie innego beneficjenta.Nie będzie to zadanie łatwe, gdyż wiele innych instytucji opiekuńczych jest tego samego zdania, co związek z Dolnej Saksonii.
Do ugody doszło po przyznaniu się Edathy'ego do posiadania problematycznych zdjęć młodocianych chłopców, które ściągał z internetu. Jego zdaniem nie były to jednak materiały pornograficzne. Sąd nie zdecydował się na zbadanie czy chodzi rzeczywiście o materiał, którego posiadania jest karalne. Sam Edathy uznał swoje postępowanie za "błąd".
Tymczasem przeciwko orzeczeniu sądu wypowiada się coraz wiele znanych polityków i uczestników życia publicznego. W internecie powstają grupy sprzeciwu wobec sposobu w jaki potraktowano Edathy'ego. Ale gdy znany muzyk Jan Leyk, opublikował w internecie wezwanie do sprzeciwu przeciwko publicznemu linczowaniu polityka, otrzymał 100 tys. lajków.
Sprawa Edathy'ego znajdowała się na pierwszych stronach niemieckich gazet przez ponad rok. Powołana została specjalna komisji Bundestagu. Nie zajmowała się jednak sprawą posiadania przez Edathy'ego materiałów mogących uchodzić za pornograficzne lecz kto i kiedy informował polityka o toczącym się przeciwko niemu śledztwie. Na tym tle zmuszony został do dymisji szef MSW Peter Friedrich wywodzący się z bawarskiej CSU. To on miał wysłać pierwszy sygnał ostrzegawczy przewodniczącemu SPD i wicekanclerzowi Sigmarowi Gabrielowi. Stamtąd miały trafić do samego zainteresowanego .Sygnałów, ostrzeżeń , poufnych informacji było zdecydowanie więcej.
Nie sposób więc wykluczyć ,że to właśnie one mogły umożliwić Edathy'emu zatarcie śladów i pozbycie się materiałów mogących być podstawą do skazania na karę pozbawienia wolności. Nikt nie ma przy tym wątpliwości, że korzystał z całego międzynarodowego systemu wykorzystującego dzieci do celów pornograficznych.