Kontrowersyjne przepisy przyjęła już komisja ds. socjalnych izby niższej parlamentu.
Francuskie regulacje o przerywaniu ciąży już teraz należą do najbardziej liberalnych w zjednoczonej Europie. To m.in. z tego powodu w kraju przeprowadza się ok. 220 tys. zabiegów aborcji rocznie, proporcjonalnie do ludności dwa razy więcej niż w Niemczech.
Obowiązująca od 40 lat ustawa legalizująca przerywanie ciąży jest systematycznie liberalizowana. W 2001 r. wydłużono z 9 do 12 tygodni termin, kiedy usunięcie płodu jest możliwe, trzy lata później na rynek zostały wprowadzone pigułki aborcyjne (dziś z ich użyciem przeprowadza się większość zabiegów). Dwa lata temu socjalistyczny rząd wykreślił z kolei warunek, aby aborcja była przeprowadzana tylko u kobiet, które znajdują się w „beznadziejnej sytuacji" rodzinnej lub finansowej. A w 2013 r. państwo zdecydowało się na całkowity zwrot kosztów zabiegu.
Do tej pory jednak przed przeprowadzeniem zabiegu pacjentka musiała dwa razy odwiedzić lekarza z przynajmniej tygodniowym odstępem. Ten był zobowiązany przedstawić kobiecie wszelkie formy pomocy państwa dla macierzyństwa, a także poinformować o potencjalnych skutkach psychologicznych i zdrowotnych aborcji. Teraz ten warunek ma zniknąć.
To błąd, bo odbiera się kobiecie czas na refleksję. W niektórych przypadkach decyzja o likwidacji płodu jest podejmowana pod wpływem impulsu, szoku na wiadomość o niechcianej ciąży czy pod presją rodziny. Po pewnym czasie kobieta może jednak zmienić zdanie – mówi „Rz" Patrice Cudicio, znany francuski seksuolog, który jeszcze przed legalizacją aborcji we Francji pomagał kobietom przeprowadzać zabieg przerwania ciąży w Wielkiej Brytanii.