Reklama

Bukareszt i Cchinwali. Lekcja, której nikt nie zrozumiał

Siedem lat temu państwa NATO obiecały Ukrainie i Gruzji, że kiedyś staną się członkami tej organizacji. Dziś wiadomo, że słowo rzucono na wiatr.

Aktualizacja: 04.04.2015 09:54 Publikacja: 04.04.2015 09:25

Rodzinne zdjęcie przywódców uczestniczących w szczycie w Bukareszcie w kwietniu 2008 roku.

Rodzinne zdjęcie przywódców uczestniczących w szczycie w Bukareszcie w kwietniu 2008 roku.

Foto: Z archiwum NATO

Jeszcze na początku 2014 roku prawie nikt się nie spodziewał, że Rosja jest gotowa wywołać wojnę i zmieniać granice na Ukrainie, czy szerzej w Europie. A sygnalizowała to już na wiosnę roku 2008. Było to w czasie, gdy sojusz miał podjąć decyzję o zaproszeniu do przedsionka NATO, zwanego MAP (Plan działań na rzecz członkostwa), dwóch graniczących z nią postradzieckich krajów – Ukrainy i Gruzji.

Na szczycie NATO w Bukareszcie (2-4 kwietnia 2008) powstała deklaracja. Nie znalazło się zaproszenie dla tych państw do MAP, ale pojawiło się coś znacznie poważniejszego: jednoznaczne stwierdzenie, że Ukraina i Gruzja znajdą się kiedyś w NATO (punkt 23. deklaracji).

Doszło do tego mimo że Rosja robiła wszystko, by pokazać, iż jeden z tych krajów – Gruzja - nie panuje nad swoim terytorium i jest na krawędzi wojny. Wykorzystała do tego prorosyjskich separatystów w Osetii Południowej, położonej ledwie godzinę drogi od gruzińskiej stolicy Tbilisi.

Pas ziemi niczyjej

Nagle, w marcu 2008 roku, w Osetii zaczęły wybuchać bomby i dochodziło do strzelanin na granicy separatystycznej republiki i terytorium kontrolowanym przez Gruzinów. Granica została zamknięta.

Byłem jedynym człowiekiem, który ją przeszedł w ostatnich dniach marca. Tak to wówczas opisywałem: „Przede mną był pas ziemi niczyjej. Poprzedniego wieczora doszło do zamachu na samochód południowoosetyjskiego prokuratora generalnego w Cchinwali, stolicy separatystycznej republiki, czyli miasteczka, które widać stamtąd jak na dłoni. Zamach, trzeci w ciągu miesiąca, wywołał wściekłość Osetyjczyków. I niepokój Gruzinów, którzy wzmocnili posterunek w Ergneti na dawnej stacji benzynowej z wyblakłym napisem Petrol Diesel.

Reklama
Reklama

Gdy rozpoczynam samotny marsz obok zardzewiałych blaszanych kontenerów, wagonów kolejowych bez szyb i kół, gdzieś w oddali słychać strzały. Mijam dawne stragany i dom obłożony dyktą z napisem Kawiarnia nr 26, kiedyś zapewne pełne ludzi. Na krzakach bez liści powiewają torebki foliowe, a jedynymi żywymi istotami są tu zdziczałe psy.

Docieram do posterunku osetyjskiego. Sprawdzanie dokumentów, telefony do władz, które drogą mailową zgodziły się dzień wcześniej na mój przyjazd. Potem, już w Cchinwali, kilkakrotnie kontrolowano samochód, którym jechałem do biura prasowego separatystycznej republiki Osetii Południowej.

- To nadzwyczajne środki po zamachu na prokuratora generalnego Tajmuraza Chugajewa. Już trzeci raz próbowano go zabić - mówi rzeczniczka władz republiki Irina Gagłojewa. Prokuratora nie było w samochodzie, zginęła 25-letnia asystentka sędziego, a kierowca został ranny. Związek młodzieży patriotycznej „Ir", do którego należała zabita dziewczyna, i kilka innych organizacji wydało oświadczenie, w którym określiły ją mianem ofiary „gruzińskich terrorystów".

Irina Gagłojewa przedstawia dwie wersje: albo przygotowały go gruzińskie służby specjalne, albo w tle jest jakaś sprawa korupcyjną, którą zajmuje się prokurator. Po Gruzinach można się jej zdaniem wszystkiego spodziewać: - Blokują nas, nie pozwalają się rozwijać. I teraz zachciało im się do NATO."

Rosja – wspólna ojczyzna

W Cchinwali nie znalazłem nikogo, kto chciałby żyć w Gruzji. - Tak się historia potoczyła, że jesteśmy prorosyjscy – mówił profesor Jurij Gagłojty, historyk i znawca spraw osetyjskich. Przy głównym placu Teatralnym stoi tam pomnik dziewiętnastowiecznego poety i ojca literackiego języka osetyjskiego Kosty Chetagurowa. „Rosja to nasza wspólna ojczyzna" - to najbardziej zdanie, które wygłosił Chetagurow. Kojarzy się z hasłem „ruskiego miru” (rosyjskiego świata), którym Moskwa ostatnio tłumaczy odtwarzanie imperium.

3 marca 2008 roku separatystyczne władze wezwały ONZ, Radę Europy i prezydenta Rosji do uznania niepodległości Osetii Południowej. A potem, by „wszystkimi dostępnymi pokojowymi środkami" doprowadzono do powstania „wspólnoty terytorialno-politycznej" całej Osetii (czyli połączenia z leżącą w Rosji Osetią Północną).

Reklama
Reklama

Podobny wariant zastosowały sześć lat później separatyści na Krymie – najpierw ogłosili niepodległość, a po chwili anektowała ich Rosja.

W sierpniu 2008 roku wybuchła rosyjsko-gruzińska wojna o Osetię Południową. Szybko się skończyła zwycięstwem większego. Cchinwali ogłosiło niepodległość, Rosja wraz z kilkoma egzotycznymi sojusznikami ją uznała, a dziś Osetia Południowa jest już właściwie wchłonięta przez Rosję (podpisała z nią parę tygodni temu umowę o integracji).

Wojna zamieciona pod dywan

Sierpniowy konflikt opisał później nieżyjący już amerykański dyplomata i analityk związany z Partią Demokratyczną Ronald Asmus. Nazwał ją „wojną zamiecioną pod dywan".

Zamiecioną przez Zachód, który chciał, by jak najszybciej się zakończyła, niezależnie od niekorzystnych dla Gruzji warunków. I szybko o niej zapomniał.

Podobnie szybko zapomniał o ustaleniach kwietniowego szczytu NATO w Bukareszcie. A zapadła tam nieoczekiwana decyzja. Początkowo art. 23 deklaracji szczytu bukareszteńskiego miał brzmieć „Zgadzamy się dziś, że pewnego dnia Gruzja i Ukraina zostaną członkami NATO". Takie sformułowanie, jak pisał Asmus, forsowała Angela Merkel.

„Madame kanclerz, w naszej części świata «pewnego dnia» nic nie znaczy, a właściwie znaczy «nigdy» – zareagował gospodarz rumuński prezydent Traian Basescu, który wraz z Lechem Kaczyńskim i prezydentem Litwy Valdasem Adamkusem walczyli o przeciągnięcie Ukrainy i Gruzji na Zachód.

Reklama
Reklama

Ostatecznie w deklaracji pojawiło się zdanie, że te państwa „zostaną członkami NATO", bez żadnego „kiedyś" czy – bo była i taka propozycja - „jeżeli takie będzie ich życzenie".

– Wiem, że nie daliśmy im MAP, ale nie mam pewności, czy nie uczyniliśmy ich członkami NATO – żartował zaskoczony końcowym sformułowaniem brytyjski premier Gordon Brown.

Dziś nie czas na żarty. Lekcja dla Ukraińców jest bardzo gorzka i bolesna. Wiedzą, że deklaracje państw zachodnich nic nie znaczą.

Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1393
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1392
Świat
„Rzecz w tym”: Kamil Frymark: Podręczniki szkolne to najlepszy przykład wdrażania niemieckiej polityki historycznej
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1391
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1388
Materiał Promocyjny
Lojalność, która naprawdę się opłaca. Skorzystaj z Circle K extra
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama